PMP Pro Audio

historia

W tej zakładce przedstawiam dość długą  historię  firmy, która oficjalnie zadebiutowała na rynku w roku 1992. Wcześniej pracowałem na etacie w kilku firmach, a elektroakustykę traktowałem głównie jako hobby, ale po transformacji ustrojowej  uznałem, że czas przejść na swoje i zarejestrowałem jednoosobową działalność gospodarczą jako PMP ELECTRONICS. Status firmy nie zmienił się zresztą do dziś i nadal jestem jedynym jej właścicielem i pracownikiem.

Jednak pierwszą kolumnę głośnikową wykonałem własnoręcznie już w roku 1978 i była to pokazana na zdjęciu 4-ro głośnikowa paczka gitarowa,  która z założenia miała współpracować z głową, wykonaną dla mnie przez Heńka Wójcika – elektronika, który w dawnych czasach konstruował  m.innymi piece lampowe (np. dla Darka Kozakiewicza), choć ta głowa to był dość prosty „tranzystor”. Gdyby ktoś był ciekaw, co to za nazwa, ten AMPAG, to szczerze powiem, że pojęcia nie mam :)).  Po prostu skądś miałem taką ładną tabliczkę, więc ją wykorzystałem i tak samo nazwałem głowę. Jakiś czas później dowiedziałem się o istnieniu pewnej firmy z branży audio, której nazwa różni się tylko jedną literką… Co ciekawe, ktoś na przełomie wieków poinformował mnie, że widział ją w jednym z klubów w W-wie i o ile dobrze pamiętam, była to słynna Karuzela na Bemowie. Pani, widoczna na fotografii z roku 78  towarzyszy mi do dziś, wykazując czasem anielską cierpliwość :

pierwsza paczka pmpW  tamtych czasach miałem jeszcze blade pojęcie o elektronice estradowej,  ale za to wydawało mi się, że zostanę gitarzystą :

gitarullo

Gdy zrozumiałem, że są zdolniejsi ode mnie (w tym kilku kolegów), pomyślałem sobie, że spróbuję swoich sił w elektroakustyce, bo z prądem miałem do czynienia  na co dzień w pracy,  a słyszałem też nie najgorzej, co zapewne odziedziczyłem w genach. W miejscu, w którym pracowałem, dostępna była w dużych ilościach prasa z całego świata i kiedyś przypadkowo wpadło mi w ręce czasopismo Guitar Player, w którym reklamowała się amerykańska firma Carvin. Napisałem do nich list i już za miesiąc cieszyłem się kolorowym, ładnie wydanym prospektem:

Carvin skomprMam go zresztą do dziś, podobnie jak te z kolejnych lat, które firma przysyłała mi na moją prośbę wielokrotnie, choć pewnie zdawali sobie sprawę, że raczej mało prawdopodobne jest, że coś u nich kupię. A jednak udało mi się namówić pewnego kolegę basistę na wzmacniacz i głośniki, choć jak się potem okazało,  koszt transportu i cła przewyższył wartość zamówienia. Przy okazji pozdrawiam pana Neala Taylora z firmy Carvin, bo to właśnie on zawsze odpowiadał na wszystkie moje listy:

Bardzo spodobała mi się prezentowana w tym prospekcie  aparatura  i to był chyba ten moment, który zadecydował o wyborze mojej drogi zawodowej.  Dodam jeszcze, że Carvin „zainspirował” mnie również tym, że prowadził sprzedaż bezpośrednią, dzięki czemu nabywcy mogli unikać narzutów sklepowych. Pod koniec 2018 r ukazał się mój „wspomnieniowy” artykuł o tej firmie i ten materiał dostępny jest również w formacie PDF:
Carvin

W tamtych czasach miałem kolegę elektronika, z którym na początku lat 80 opracowaliśmy pierwsze wzmacniacze gitarowe, sygnowane logo „Peba” :

historia3_new

Powstało ich dosłownie kilka sztuk i niestety nie zachowały się żadne fotografie. Nieco później pojawił się również wzmacniacz basowy firmowany tym logo, który wykonywany był w formie rackowej głowy, montowanej również w zestawach typu combo:

Wzmacniacz, który pokazuję na fotografii powyżej, miał niespotykane jak na tamte czasy parametry, bo oprócz klasycznej barwy tonu wyposażyłem go w podwójny filtr parametryczny, compressor, podwójny foot-switch (odłączający filtry parametryczne i comp), a dodatkowo posiadał zbalansowane wyjście liniowe, pętlę efektów, filtr p-zakłóceniowy i  końcówkę o mocy 200W RMS.  Mutacją tego wzmacniacza był w późniejszym okresie kolejny model o nazwie Pulsar pro-bass, rewelacyjnie oceniony przez legendę polskiej gitary basowej, Krzysztofa Ścierańskiego. Test tego pieca (i kilku innych wyrobów PMP) dostępny jest tutaj:
https://pmpproaudio.pl/o-firmie/artykuly-prasowe/

Jeden z takich wzmacniaczy (a w przyszłości całe nagłośnienie) nabyła zaprzyjaźniona kapela blues-rockowa Tehas, która w swoim czasie wystąpiła na festiwalu w Jarocinie, z którego relację autorstwa redaktora pisma Non-Stop, Jana Skaradzińskiego, można przeczytać tutaj:
https://www.jarocin-festiwal.com/1987/ns8710.html

No samym końcu pojawia się taka informacja:

Specjalna nagrode NS dla najlepszego instrumentalisty festiwalu – komplet strun otrzymuje gitarzysta grupy Tehas Pawel Szymanek. Gratulujemy! Prosimy o skontaktowanie sie z NS.

Paweł  nadal udziela się muzycznie, choć raczej „solo”

https://www.youtube.com/watch?v=LQKMp35utdo

Ten utwór kilkanaście lat temu był również nagrodzony przez pismo Estrada i Studio w cyklicznym konkursie, w którym redakcja oceniała utwory demo nadesłane przez czytelników.

Kapela Tehas grała jeszcze na przełomie wieków (choć już bez Pawła), m.innymi jako support na koncertach E.Burdona i J.Mayalla, a jej basista, Wojtek Pietraszewski, nadal używał tego pieca i z tego co wiem, dopiero kilka lat temu zakończył się jego żywot. Na zdjęciach koncert Tehasa w Sali Kongresowej (przed występem E.Burdona) a na dołączonych linkach unikalne wideo z tego okresu :

https://www.youtube.com/watch?v=qJDfaMNeGVM

https://www.youtube.com/watch?v=_puMQAFffi4

Tehas-próba

Na fotce poniżej sprzęt gitarowy PMP:

W połowie lat 90  firma zaczęła zamieszczać pierwsze,  skromne reklamy w prasie muzycznej, pojawiły się również  artykuły o PMP w prasie branżowej.  Jednak dość szybko zrezygnowałem z reklamowania swojej działalności, bo okazało się, że większość klientów trafia do mnie z polecenia tych, którzy już stali się posiadaczami mojego sprzętu. Poza tym, „nagabywały” mnie różne sklepy, a ja od początku postanowiłem, że nie będę współpracował z siecią handlową.

W tamtych czasach przez siedzibę firmy przewinęło się wielu artystów z czołówki polskiej estrady. Mogę tutaj wymienić np. znanych muzyków jazzowych : Krzysztofa Wolińskiego, Krzysztofa Ścierańskiego, Krzysztofa Barcika, Piotra Rodowicza, Wojciecha „Malinę” Kowalewskiego, Henryka Albera , ale również przedstawicieli zupełnie innej muzy, jak np. Piotra Mohameda, lidera kapeli Sweet Noise, dla której wykonałem sprzęt odsłuchowy na próby i paczki 2 x 15″ dla basisty. Gościł u mnie także Zbigniew Hołdys w czasach, gdy prowadził jeszcze sklep muzyczny i podobnie jak ja,  jeździł Polonezem.  Miło mi było także wielokrotnie spotykać się z członkami pierwszego składu zespołu występującego w popularnym programie „Jaka to melodia”, którzy również nabyli moje nagłośnienie. Trafiali do mnie również redaktorzy pism muzycznych, zaintrygowani pojawieniem się  nowej firmy, jak choćby pan Janusz Popławski, ówczesny szef pisma Gitara i Bas, który przeprowadził ze mną wywiad,  dostępny w zakładce „O firmie” – artykuły prasowe.

Już w drugim roku działalności   „podłączyłem się” pod Jarocin (jak to określił jego szef, łaskawie zgadzając się na moją inicjatywę), jako fundator nagrody dla najlepszego gitarzysty festiwalu. Jury, złożone m.innymi z Kuby Wojewódzkiego, Jarka Janiszewskiego, Muńka Staszczyka i gitarzysty kapeli IRA, Piotra Łukaszewskiego, przyznało to wyróżnienie muzykowi zespołu Goliat, którego nazwiska niestety nie pamiętam.  Pamiętam jednak awanturę na małej scenie (bo stałem na niej wraz z Kubą  i Jarkiem, którzy prowadzili tam konferansjerkę), która zakończyła się jej kompletną demolką i jak się potem okazało, była to przedostatnia edycja festiwalu przed długoletnią przerwą. Najbardziej poszkodowaną materialnie okazała się jednak firma nagłośnieniowa, bo sprzęt nie był ubezpieczony, a dzicz rozbiła większość aparatury w drobny mak. Oto link na Gazetę Jarocińską, która poświęca sporo miejsca tej imprezie i zwracam uwagę choćby na ciekawy wywiad z Kubą Wojewódzkim, który był szefem artystycznym imprezy:

https://www.wbc.poznan.pl/Content/326399/Segregator31.pdf

Jego co prawda nie udało mi się chyba uchwycić na zdjęciach, ale już np. Jarka Janiszewskiego jak najbardziej, a kilka fotek mojego autorstwa można obejrzeć w poniższej galerii:

Na ostatnim zdjęciu w galerii widać konferencję prasową gwiazdy festiwalu, czyli zespołu New Model Army. Na jej zakończenie organizatorzy łaskawie wspomnieli o mojej nagrodzie, na co oczywiście nikt oprócz mnie nie zwrócił uwagi.

O tym festiwalu ( i kilku innych imprezach z dawnych lat) napisałem również artykuł dla miesięcznika Live Sound:
Dawnych wspomnień czar

I jeszcze jeden materiał o Jarocinie 1993, z którego identyfikator zachowałem na pamiątkę do dziś. Co prawda powinno być na nim napisane „sponsor” ale być może takiej opcji organizatorzy nie brali pod uwagę.

https://www.smarsw.com/pl/news/smar-sw-jarocin-93-taki-juz-jest-ten-swiat-gazeta-wyborcza/0/

Jarocin skompr

„Prywatnie” w Jarocinie byłem jednak po raz pierwszy bodaj w roku 1984, kiedy to chyba zadebiutował m.inn. zespół Siekiera i gdzieś powinienem mieć zdjęcia z tej imprezy, więc jak je odszukam, to też zamieszczę, jako świadectwo historyczne. Co ciekawe, potem okazało się, że wiele edycji tego festiwalu nagłaśniał pan  Ludwik Cękalski, właściciel największej w owych czasach aparatury nagłośnieniowej  w Polsce, który był moim sąsiadem na osiedlu, na którym mieszkałem jako dziecko i młodzian, będąc wówczas jeszcze zupełnie poza branżą. Jednak już w 1976 roku stałem się posiadaczem klasycznej gitary firmy Musima, którą mam do dziś i bardzo  ją sobie chwalę. Kosztowała tysiąc zł. więcej, niż wynosiła  moja pierwsza pensja i tylko wyjątkowemu szczęściu zawdzięczałem, że udało mi się ją „upolować” w sklepie muzycznym na ulicy Andersa (dawniej Nowotki).

musima gwarancjamusima paragon

Jakieś 10 lat później wzbogaciłem się o japońskiego Fendera, którego też się nie pozbyłem i dzięki temu mogę sobie czasem na nim pograć, bo trzyma się całkiem nieźle, podobnie jak Musima:

Dwie stare gitary   długo go szukałem

Kiedy powstawała firma PMP, podstawowym problemem było zdobycie dobrego głośnika – klasowe wyroby zachodnie nie były jeszcze powszechnie dostępne, albo ich ceny przekraczały możliwości przeciętnego odbiorcy. Logicznym, choć karkołomnym pomysłem, było więc wdrożenie produkcji własnych głośników. Szczęśliwym zrządzeniem losu poznałem wtedy człowieka równie jak ja „zakręconego” na punkcie akustyki, który samodzielnie opracował technologię produkcji membran głośnikowych i innych podzespołów, składających się na  układ drgający głośnika. Wspólnymi siłami zostały wykonane matryce (formy do tłoczenia) kilkunastu modeli membran, zawieszeń etc. Opracowane zostały (tj. wykonane od podstaw wg. własnych projektów),  modele do odlewania aluminiowych koszy głośnikowych. Powstały wysokiej klasy obwody magnetyczne, oparte na rozwiązaniach technologicznych czołowych firm z branży. Wdrożona została technologia nawijania cewek głośnikowych na trzy sposoby: klasycznie (podwójne uzwojenie jednostronne), uzwojenie  nawijane drutem płaskim na sztorc (flat wire), uzwojenie nawijane po obu stronach karkasu. Warto dodać, że firma nigdy nie wykonała cewki z innego materiału niż włókno szklane i tej technologii wierna jest do dziś. Spełnione zostały więc wszystkie warunki, aby powstał produkt nie ustępujący wyrobom wiodących firm zachodnich i wiele opinii użytkowników potwierdza, że udało się osiągnąć zamierzone efekty. Przewagą głośników PMP było jednak to, że w przeciwieństwie do produkcji przemysłowej, wykonywane były one w bardzo małych seriach i każdy egzemplarz poddawany był pełnej kontroli technicznej, co w efekcie skutkowało znikomym procentem reklamacji. Więcej o głośnikach PMP tutaj:

https://pmpproaudio.pl/oferta/glosnikipmp/

W oparciu o własne przetworniki zacząłem więc projektować i budować w przydomowym garażu kolejne wersje zestawów  głośnikowych, które przez wiele lat, jako jedna z nielicznych firm w Polsce, wyposażałem w aluminiowe kątowniki i stalowe narożniki, zabezpieczające wszystkie ich krawędzie. Było to rozwiązanie drogie, ale wielokrotnie okazywało się, że tak skonstruowane paczki potrafiły przetrwać bardzo wiele.

Ponieważ firmie zależało na oferowaniu kompletnych systemów nagłaśniających, koniecznością stało się opracowanie wzmacniaczy mocy. Jako pierwsza, powstała stereofoniczna końcówka PA 400 i jej wariant PA 400 plus, wyposażony w trzeci, niezależny wzmacniacz monitorowy. Była to jedna z pierwszych rodzimych konstrukcji z wbudowanym dwudrożnym crossowerem i optycznym limiterem. Do dziś użytkowane są niektóre egzemplarze tych wzmacniaczy, mimo, że od daty ich wyprodukowania minęło czasem ćwierć wieku. Dokładniejszy opis tej konstrukcji można znaleźć na końcu zakładki o serwisowaniu aparatury, gdzie opisuję przypadek, gdy taki wzmacniacz trafił pierwszy raz do serwisu, po 22 latach intensywnej eksploatacji:   https://pmpproaudio.pl/oferta/serwisaparatury/

PA 400M

W późniejszym okresie nawiązałem do „tradycji” konstruując wzmacniacz PA 500M, również wyposażony w dodatkową końcówkę monitorową, tym razem z trójpasmową regulacją barwy odsłuchu:

SPA 500M

Więcej szczegółowych informacji na temat końcówek PMP znajduje się na końcu tego wpisu.

Ponieważ jednak w tamtych czasach moce wzmacniaczy były ograniczone, budowałem również zestawy tubowe, które – jak wiadomo – charakteryzuje większa sprawność. Wykonując obudowy korzystałem  z obrabiarek własnej konstrukcji, m.innym z takiej heblarko-frezerki:

    frezarko-heblarka

Moje wzmacniacze wraz z kompletem kolumn nagłaśniały  np. popularną w latach 90-tych podwarszawską dyskotekę CD, której właściciel przez cały okres jej działalności  nigdy nie skorzystał z licznych ofert innych firm z branży.  Dlaczego ?  No cóż, widocznie nie było takiej potrzeby. Kompletne systemy nagłaśniające nabywały również domy kultury, szkoły i inne instytucje, a dobrym przykładem będzie tutaj Bydgoski Pałac Młodzieży, który zakupił system w roku 2000 i od tamtego czasu, mimo intensywnego użytkowania, uszkodził się JEDEN głośnik wysokotonowy (nie mój), a wszystkie pozostałe  (bodaj 16 sztuk) grają bezawaryjnie do dziś. Aparaturę PMP wykorzystywał również przez wiele lat znany D.J. Paweł Pawelec, który wraz ze swoim wspólnikiem nabyli kilka zestawów nagłaśniających i bodaj 5 końcówek mocy, a także kilka wersji mikserów, o których poniżej:

Aby jeszcze bardziej uatrakcyjnić ofertę,  nawiązałem ścisłą współpracę (opartą na długoletniej przyjaźni) z firmą pana Zbigniewa Piechoty z Głowna,  specjalizującą się w produkcji  mikserów. Powstało klika wspólnych opracowań atrakcyjnych na owe czasy mikserów estradowych.

P1149867

Warto podkreślić, że wszystkie te miksery budowane były w oparciu o niezależne płytki modułów kanałów i sumy, co dziś w sprzęcie „budżetowym” stosuje już praktycznie tylko jedna firma na świecie. No i jeszcze drobny szczegół, o którym warto wspomnieć: otóż producent dołączał do zakupionego urządzenia kompletną dokumentację techniczną, łącznie ze schematami ideowymi i  rozrysowanym układem płytek drukowanych. Dlatego nie było kłopotu z ich naprawą nawet w Nigerii, do którego to egzotycznego kraju były przez kilka lat  eksportowane.

mikser od środka

Mieliśmy nawet wspólne plany opracowania powermiksera, ale skończyło się na prototypie:

Zainteresowanych zapraszam do lektury mojego artykułu, poświęconego firmie Zbyszka:
Piechota

W następnych latach opracowane zostały kolejne, bardziej zaawansowane końcówki mocy, powstawały nowe głośniki i zestawy głośnikowe, a wiele z tych wyrobów  można obejrzeć klikając zakładkę „Galeria” na stronie głównej. Na początku nowego stulecia firma pojawiła się w internecie za sprawą strony internetowej, której pierwsza wersja niestety się nie zachowała. Za to mogę pokazać pierwszą i jedyną w historii firmy drukowaną ulotkę reklamową z tamtego okresu, której dwie strony wyglądały tak:

Zwracam uwagę na listę firm i miejsc, w których odbywały się imprezy nagłaśniane przy pomocy tego sprzętu, choć oczywiście nie jest to lista kompletna. W swoim czasie aparaturę PMP wykorzystała również na trasie klubowej Reni Jusis, a realizatorem był wówczas znany z wielu projektów muzycznych Michał Przytuła.

Od wielu lat nie zajmuję się już obsługą imprez, więc uznałem, że nie ma potrzeby poświęcać więcej miejsca na stronie na ten etap mojej działalności, który zawsze był jednak trochę marginalny i nigdy nie pretendowałem do roli  firmy nagłośnieniowej, choćby dlatego, że raczej trudno prowadzić taką działalność jednoosobowo. Niemniej jednak doświadczenia zdobyte na wielu imprezach o mniejszej skali bardzo dużo wniosły, jeśli chodzi o ocenę możliwości i jakości aparatury, którą samemu się zaprojektowało, wykonało i wykorzystywało.

Poniżej filmik zrealizowany z okazji  ogólnopolskiej trasy promocyjnej dla firmy Mercedes, która to trasa w całości nagłaśniania była sprzętem produkcji PMP, co zresztą można zobaczyć na niektórych ujęciach:

Jednak po otwarciu naszego rynku muzycznego na świat, sytuacja małych producentów znacznie się pogorszyła, co zresztą przewidziałem wcześniej, choćby we wspomnianym wcześniej wywiadzie dla pisma Gitara i Bas w 1996r.

Ponieważ rynek zaczęły zalewać tanie wyroby dalekowschodnie, firma zrezygnowała pod koniec lat 90-tych tych z produkcji swojego niejako „sztandarowego” wyrobu, czyli wzmacniaczy gitarowych. Trochę szkoda, bo opinie zawodowych muzyków o tych urządzeniach  były więcej niż pochlebne. Na zdjęciu poniżej rzadki model komba dwugłośnikowego, oraz ostatni chronologicznie wzmacniacz gitarowy o nazwie „Quazar”.

dwa wzm

Produkcja wzmacniaczy gitarowych przestała być opłacalna, przy założeniu utrzymania moich standardów jakościowych i brzmieniowych, bo nigdy nie interesowała mnie produkcja wyrobów jednorazowego użytku, kupowanych w prezencie na gwiazdkę dziecku, jako alternatywę dla klocków, lub zdalnie sterowanego samochodzika.  Zdecydowanie celowałem w wyższą półkę, co często się udawało, choć nieufność wobec takiego „dziwoląga” w pewnym stopniu jest zrozumiała. Ale gdy kiedyś pożyczyłem sprzęt pewnej dużej firmie nagłośnieniowej  na imprezę w klubie w W-wie, to nawet akustycy tej firmy byli pod wrażeniem, jakiego „kopa” ma ten sprzęt . Bas po prostu „powalał” a co ciekawe, mimo, że było okrutnie głośno na koncercie (dla mnie nie do wytrzymania) to końcówki ani razu nawet się nie zaklipowały. Wynikało to również z faktu, że projektowałem głośniki tak, aby miały jak największą skuteczność i zdarzało się, że moja aparatura potrafiła „zagłuszyć” grający „po sąsiedzku” sprzęt o wielokrotnie większej mocy.

Prędzej czy później musiał nadejść moment, kiedy zrozumiałem, że mała firma, dysponująca jedynie własnym, skromnym kapitałem, nie może skutecznie konkurować z „chińszczyzną” – szczególnie w sytuacji, gdy chciałaby oferować szerszą gamę produktów. Też szkoda, bo np. końcówki mocy niejako przejęły w ofercie PMP rolę wzmacniaczy gitarowych i cieszyły się bardzo dobrą opinią, z uwagi na bezkompromisowe założenia projektowe  i rozwiązania techniczne,  nie mające w pewnych szczegółach żadnych odpowiedników, nie tylko na rynku krajowym. Do dziś zresztą można trafić na nie na różnych portalach ogłoszeniowych i poniżej wklejam jeden z takich anonsów:

Jako ciekawostkę dodam, że po 25 latach użytkowania ten wzmacniacz oferowany jest za około 50% ceny zakupu, a w innym ogłoszeniu można np. zobaczyć paczki PMP z tego okresu, oferowane za ok 70% ceny pierwotnej, co chyba najlepiej świadczy o tym, że jest to sprzęt ceniony na rynku:

Myślę, że warto poświęcić tutaj nieco więcej miejsca końcówkom PMP, bo był to ostatni produkt „elektroniczny” jaki firma oferowała. Wzmacniacze z początków działalności pokazałem już wcześniej (także w zakładce „Galeria”) a teraz omówię bardziej szczegółowo wersje produkowane na przełomie wieków i nieco później, których ostatnie egzemplarze trafiły na rynek około 2005 r.  Zeskanowałem papierową wersję dwóch wariantów instrukcji obsługi tych wzmacniaczy i zamieszczam je w formacie PDF po raz pierwszy na stronie, choćby po to, żeby właściciele tych wzmacniaczy kupionych z drugiej ręki mieli możliwość zapoznania się z ich opisem, który zawsze był dołączany do każdego zakupionego egzemplarza, a numer fabryczny umieszczony na tylnym panelu „przypisany” był do konkretnego kupującego.

PMP Power Amp – PA 500; PA 1000; PA 1500

PMP Power Amp-SPA 1200L; PA 500M

Jeśli chodzi o wzmacniacz PA 500M, to była to na tyle ciekawa konstrukcja, że gdy niedawno odkupiłem taką końcówkę od klienta, to pomyślałem sobie, że nagram krótki filmik, na którym pokażę czym się wyróżniał i dlaczego po 20 latach nadal jest pełnowartościowym produktem:

 

Wzmacniacze PMP posiadały olbrzymi zapas mocy tranzystorów wyjściowych w stosunku do mocy nominalnej i dla przykładu podam, że łączna moc tranzystorów w końcówce SPA 1200L wynosiła 4kW,  a w starszym modelu PA 1500 – 6kW (podobnie jak w SPA 1800L).

Chciałbym wyraźnie podkreślić, że prawie wszystkie końcówki mocy PMP (z wyjątkiem PA 400 i PA 500), pracowały w układzie wewnętrznego mostka, co oznacza, że każdy kanał stereo zawierał 2 oddzielne wzmacniacze, na stałe połączone w mostek. Dlatego minimalne obciążenie tych końcówek to 4 Ohm na kanał i oczywiście nie było żadnej możliwości łączenia obu kanałów w bridge przy użyciu dostępnego dla użytkownika przełącznika. W komplementarnych stopniach wyjściowych końcówek wykorzystywane były  klasyczne tranzystory w obudowach TO3 projektowane do celów audio (zazwyczaj MJ 15003, 15004). Podkreślam to dlatego, że obecnie wiele firm stosuje we wzmacniaczach tanie, plastikowe tranzystory projektowane do przetwornic, których główną i praktycznie jedyną zaletą są niskie koszty i łatwość montażu do dowolnego, fabrycznego radiatora. Tranzystory montowane były na masywnych radiatorach aluminiowych z dodatkowymi wstawkami, zwiększającymi skuteczność chłodzenia. Ponieważ nie stać mnie było na zamówienie w hucie aluminium radiatorów o takiej konstrukcji jaką potrzebowałem, wykonałem na zamówienie stempel i matrycę do wyginania blachy aluminiowej o grubości 5mm, z której po pocięciu arkuszy wykonywane były radiatory i cieńsze wstawki chłodzące, pokazane na oddzielnej fotografii. Łączna waga radiatorów końcówki SPA 1800 to 5.5kg czystego aluminium, a łączna ich powierzchnia to ok. 6300 cm.

Wszystkie końcówki PMP wyposażone były w optyczne limitery (własny układ firmowy), wiele rodzajów zabezpieczeń (termiczne, p-zwarciowe, od składowej stałej), układ „soft start” oraz bezpieczniki topikowe chroniące praktycznie każdy moduł wzmacniacza. Zwracam uwagę na fakt, że niektóre firmy ze względów oszczędnościowych nie stosują w swoich urządzeniach żadnych bezpieczników oprócz sieciowego, co w razie awarii może prowadzić (i często prowadzi) do poważnej destrukcji wielu elementów wzmacniacza. W końcówkach PMP każdy kanał posiadał 4 bezpieczniki w stopniu wyjściowym (2 na każdą gałąź mostka), a jakby tego było mało, każdy z tych bezpieczników wyposażony został w czujnik, który powodował odłączenie przekaźnika wyjść głośnikowych w sytuacji uszkodzenia tranzystora i optyczną sygnalizację awarii. Bezpieczniki chroniły również zasilacze stabilizowane +/- 15V, i +12V. Ten ostatni stabilizował napięcie zasilające wentylatory i przekaźniki, co jest raczej niespotykanym rozwiązaniem w klasycznych „analogowych” końcówkach mocy, a przynajmniej ja z takim „patentem” nigdy nie spotkałem się  w mojej praktyce warsztatowo-serwisowej.

Dzięki temu moje końcówki mogły pracować „na upartego” nawet przy spadkach napięcia znacznie poniżej 200V (choć oczywiście z mniejszą mocą),  a wentylatory i przekaźniki funkcjonowały nawet przy ok. 170V co niejednokrotnie „ratowało” imprezę, bo w tamtych czasach w wielu miejscach naszego pięknego kraju nawet nie można było marzyć o 220V w sieci. W niektórych wersjach końcówek  przewidziano nawet możliwość montażu na druku gniazda dodatkowego bezpiecznika na wyjściach głośnikowych, a  moduł s0ft-start też posiadał oddzielny bezpiecznik. W końcówce SPA 1200L i podobnych znajdowało się wewnątrz łącznie 12 bezpieczników, w tym sieciowy o większych niż tradycyjne gabarytach, bo przy prądzie w uzwojeniu pierwotnym rzędu 15 A ( i ponad 20A dla SPA 1800L) małe bezpieczniki „radiowe” są kiepskim rozwiązaniem.

Końcówki PMP posiadały oddzielne zasilacze dla każdego kanału, wyposażone w niezależne mostki prostownicze, które wykorzystywały aluminiowy panel czołowy jako radiator. W większych końcówkach nominalny prąd mostków wynosił 35A i podobną wartością prądu mogły pochwalić się używane przekaźniki. Dzięki takiej konfiguracji ewentualne uszkodzenie jednego kanału nie miało wpływu na drugi, a jedynym wspólnym dla obu kanałów elementem był toroidalny transformator sieciowy.

Cechą wyróżniającą wzmacniacze PMP był również ciekawie zaprojektowany, rozbudowany  tylny panel, który oprócz klasycznych, w pełni symetrycznych wejść wykorzystujących gniazda XLR, wyposażono w aktywny, dwudrożny crossover o stałej częstotliwości podziału. Działał w ten sposób, że na wyjściach sygnałowych (nie są to wyjścia głośnikowe !!) opisanych jako „high” zawsze dostępny był sygnał o częstotliwości >160Hz, a wciśnięcie przycisku „cross” powodowało, że wyjścia głośnikowe wzmacniacza przechodziły z trybu pełnopasmowego w tryb dolnoprzepustowy (<160Hz ). Tak zaprojektowany układ wejść i wyjść sprawiał, że wzmacniacz mógł pracować w kilku trybach, w zależności od potrzeb. Np. mógł napędzać wyłącznie zestawy basowe, a inna końcówka, którą użytkownik posiadał, mogła być sterowana z wyjść „high” i obsługiwać satelity z odcięciem dołu. Inna opcja, to zasilanie ze wzmacniacza paczek pełnopasmowych (przy wyłączonym crossoverze) i sterowanie drugą końcówką albo z wyjść „high” (jak w poprzednim przykładzie), albo z wyjść połączonych równolegle z wejściami (link), czyli pełnopasmowo. Inaczej mówiąc, wykorzystując parę sygnałów L/R z miksera można było podłączyć wtyki XLR do wejść XLR wzmacniacza i bezpośrednio z gniazd TRS (jack) końcówki podłączyć przewodami równocześnie jeszcze dwa oddzielne wzmacniacze w konfiguracjach opisanych powyżej. We wzmacniaczu SPA 1800L przewidziałem nawet możliwość opcjonalnego montowania separujących transformatorków wyjściowych w celu galwanicznego oddzielenia sygnału podawanego na kolejne końcówki.

Tak wyposażony wzmacniacz mógł np. stanowić cenne uzupełnienie już posiadanego przez klienta zestawu złożonego z dowolnej końcówki i zestawów pełnopasmowych. Dokupując dodatkowe paczki basowe i wykorzystując wbudowane crossovery uzyskiwało się możliwość pracy w trybie dwudrożnym (bi-amp) co stanowi zupełnie inną jakość brzmienia, o czym zresztą pisałem w artykule poświęconym aktywnym systemom dwudrożnym:

systemy bi-amp_EiS_01_98

Jeśli chodzi o rozwiązania mechaniczne, to zwracam uwagę na konstrukcję obudowy w formie przestrzennej klatki zgrzewanej z kątowników stalowych, która umożliwiała bardzo łatwy dostęp z każdej strony do każdego podzespołu końcówki, co w znaczący sposób ułatwiało wszystkie czynności serwisowe i montażowe. Ta cecha wyróżnia produkt PMP na tle wielu innych konstrukcji, nawet renomowanych firm, które często są bardzo kłopotliwe z punktu widzenia serwisowego i bywa, że właśnie dlatego nie podejmuję się ich naprawy. W końcówkach PMP nie istnieje żaden element elektroniczny, do którego pełny dostęp (z możliwością wymiany) zająłby więcej, niż 10-15 minut. Jak widać na fotografiach, wzmacniacze były wyposażone w moduły mocowane na wielowtykach, co do minimum ograniczało plątaninę kabli w obudowie, tak często spotykaną w wyrobach innych firm. Wyposażałem te końcówki w najlepszy dostępny osprzęt f-my Neutrik, w tym, jako  chyba pierwsza firma w Polsce w złącza sieciowe Powercon, gdy tylko ukazały się na rynku. Obwody drukowane wykonywane były z najwyższej jakości laminatu szklanego i oczywiście ręcznie lutowane przy użyciu normalnej cyny, a nie „wynalazków” bezołowiowych, która to technologia obecnie daje się mocno we znaki użytkownikom sprzętu elektronicznego.  Dla zainteresowanych fachowców mogę podać, że np. w końcówce SPA 1200L łącznie wykorzystanych było ok. 600 elementów elektronicznych, w tym ok. 260 rezystorów, ok. 90 kondensatorów, 32 elektrolity, prawie 80 diod, bez mała 100 tranzystorów, 6 układów scalonych (podwójnych wzm. operacyjnych) i innych. Łącznie dawało to około 2000 punktów lutowniczych.  Na zdjęciach w galerii poniżej prezentuję kilka modeli końcówek PMP, w tym  największą, o mocy nominalnej 2 x 900W RMS, która miała w każdym kanale dwanaście 250 watowych tranzystorów mocy i trafo toroidalne 2kW oraz baterię elektrolitów o łącznej pojemności 80 tys. mikrofaradów. Wykonany i sprzedany został tylko 1 egzemplarz, który w doskonałym stanie odkupiłem jakiś czas temu od klienta do firmowego „muzeum”, choć  wzmacniacz jest w pełni sprawny i w każdej chwili mógłbym go wykorzystać.

Dzięki opisanym rozwiązaniom technicznym wzmacniacze PMP (podobnie jak firmowe głośniki) charakteryzowały się wyjątkową niezawodnością i wiele z nich, nawet z początkowego okresu produkcji, nadal jest w użyciu. Moc wszystkich  końcówek  PMP definiowana była jako ciągła moc sinus, czego w dzisiejszych czasach praktycznie się nie spotyka. Czasem jestem pytany, czy nie przewiduję wznowienia ich produkcji, na co mam tylko jedną odpowiedź: w tym życiu z całą pewnością nie. Po pierwsze dlatego, że już mi się nie chce, a po drugie dlatego, że każdy, kto ma choć trochę pojęcia o elektronice po zapoznaniu się z tym opisem zrozumie, że były to konstrukcje, które w dzisiejszej rzeczywistości rynkowej nie miałyby żadnej racji bytu. Ale nie ukrywam, że jestem dumny z tych urządzeń i sądzę, że niektóre będą jeszcze działać, gdy mnie już nie będzie.

Zapraszam do galerii i przy okazji  zwracam uwagę na fakt, że wiele zdjęć pokazuje szczegóły konstrukcyjne końcówek, a nie jedynie wygląd zewnętrzny wzmacniaczy. Dzięki temu osoby zorientowane w temacie mogą przekonać się na własne oczy,  jak budowane były te legendarne już dzisiaj urządzenia, a fachowcy bez trudu zrozumieją, dlaczego w dzisiejszej rzeczywistości takie wyroby w Polsce nie mogą już powstawać.

Jeśli kogoś interesuje tematyka wzmacniaczy mocy w kontekście porównań między konstrukcjami „klasycznymi” i nowej generacji, to zapraszam do lektury mojego felietonu poświęconego w całości tej kwestii:

https://pmpproaudio.pl/skad-ta-moc-i-dlaczego-taka-duza-czyli-rzecz-o-koncowkach-mocy/

Dziś bardziej niż kiedykolwiek jestem przekonany, że większość produktów PMP  (mam na myśli nie tylko wzmacniacze) znacząco przewyższało i nadal góruje  jakością nad „budżetową” ofertą wielu firm o znanych nazwach, o czym miało się już okazję przekonać wielu moich  klientów. Uważam, że wyroby PMP śmiało można sytuować co najmniej w rejonach wyższych stanów średnich, a w przypadku niektórych (np. wielu modeli głośników) śmiało wytrzymują one porównanie z ekstraklasą i mówię to z pełną odpowiedzialnością za słowa. Czasy, gdy można było w firmie zamówić kompletny system nagłaśniający, zbudowany w całości z własnych komponentów, niestety bezpowrotnie minęły.  Jednak nie oznacza to jeszcze końca historii, bo dopóki sił i chęci wystarczy, z pewnością będę się starał jakoś funkcjonować na tym trudnym rynku.

Obecnie sytuacja wygląda tak, że firma skoncentrowała się wyłącznie na wykonywanych na własne potrzeby głośnikach i zestawach głośnikowych na zamówienie, a także rozwija w miarę możliwości  dział serwisu profesjonalnych głośników estradowych, bo na tego typu usługi wciąż jest duże zapotrzebowanie. Zakładka poświęcona naprawom głośników to absolutny ewenement w sieci, o czym łatwo się przekonać, zapoznając się z jej zawartością:

https://pmpproaudio.pl/oferta/naprawa-glosnikow/

Zapraszam również do miejsca, gdzie prezentuję nowości:

https://pmpproaudio.pl/oferta/nowe-produkty/

Piotr Peto

Wyświetlenia od Września 2016: 150461    Użytkownicy online: 5