PMP Pro Audio

JBL-nieznośna lekkość przebrzmiałej sławy

Kolejny artykuł z mojego wciąż rozrastającego się „serialu głośnikowego” poświęcę tym razem tylko jednej firmie, ale za to mającej „ikoniczny” status. Co prawda Electro Voice, nad której współczesnymi produktami trochę się ostatnio z obrzydzeniem pochyliłem, też jest (była) podobnie postrzegana, niemniej jednak bezpośrednio z produkcją głośników nieco bardziej kojarzony jest chyba JBL, którego historię opisałem w jednym z odcinków mojego cyklu o producentach głośników:

https://pmpproaudio.pl/wp-content/uploads/2019/10/Producenci-glosnikow-USA.pdf

Jako uzupełnienie dodam tylko, że firma Harmann, która przez wiele lat była właścicielem marki JBL, została obecnie wykupiona przez Samsunga, więc tylko patrzeć, jak przy pomocy smartfona będzie można połączyć się zdalnie z zestawem głośnikowym JBL-a i wydawać mu głosowe polecenia, co na pewno ucieszy klientów, dla których istotny jest tego rodzaju postęp techniczny. Póki co, anonsowane są najnowsze zestawy głośnikowe EON, wyposażone w łączność bluetooth, zupełnie jak jakieś Behringery czy inne „wynalazki”. A o pierwszej serii tych paczek sprzed lat krążyła wśród muzyków opinia, że podobno nie toną, czego niestety nie miałem okazji zweryfikować.

Moje doświadczenia z przetwornikami JBL

Serwisowaniem głośników JBL zajmuję się od ponad 30 lat i bywa, że regeneruję przetworniki pochodzące jeszcze z czasów, gdy komuna miała się całkiem nieźle i tylko bardzo niewielkie grono osób w Polsce stać było na taki sprzęt. Na zdjęciach poniżej prezentuję po 1 sztuce sześciu różnych przetworników tej firmy, które cierpliwie czekają w kolejce na naprawę. Są to patrząc od lewej w górnym rzędzie: M252/8; 2235H; 2215B i w dolnym rzędzie: 2241H; K120/8; E120/8.

Jeśli chodzi o M252m, to trochę niedoceniany, a moim zdaniem bardzo przyzwoity głośnik (z wyjątkiem mało wytrzymałej membrany), ale za to ma  bardzo sensownie zaprojektowany obwód magnetyczny, solidny kosz i  doskonale poddaje się regeneracji w moim serwisie, a opinię na temat tego jak potem działa, można znaleźć w księdze gości. Regenerację modeli 2225 a także 2241 dokładnie opisałem w zakładce o naprawach głośników (choć wspomnę jeszcze o niej poniżej), a jeśli chodzi o 12″, to b.rzadko trafiają do serwisu, więc póki co tylko wstępnie rozważam ekonomiczną zasadność wykonania specjalnej membrany, podobnej do tej, która była stosowana w wersjach instrumentalnych.

Zwracam również uwagę na fakt, że w wersjach 2235 i 2215 stosowane jest górne zawieszenie z pianki poliuretanowej, bo były to głośniki stosowane np. w profesjonalnych, studyjnych monitorach JBL, gdzie chodziło również o jak najlepsze przenoszenie bardzo niskich częstotliwości i dlatego rezonans tych głośników jest na poziomie ok. 20Hz. Tak niska częstotliwość rezonansowa jest również efektem dużej masy drgającej jak na głośnik 15″ o niewielkiej mocy, bo np. w głośniku 2235 membrana z cewką i zawieszeniami waży ponad 150g. Nie wytwarzam resorów z pianki, choć nie byłoby problemem użycie formy wykorzystywanej do typowych zawieszeń materiałowych. Jednak poliuretan jest tworzywem słabo odpornym na upływ czasu, a mnie zależy na tym, aby regenerowane głośniki miały jak największą trwałość. Poza tym, zawieszenia piankowe raczej nie są stosowane w głośnikach estradowych, a tylko takimi się zajmuję. Zawsze więc uprzedzam klientów, że po naprawie głośniki będą miały inne parametry, bardzo zbliżone do wersji 2225 i pochodnych. Jeśli dla kogoś stanowi to problem, po prostu rezygnuje z naprawy, a ja mam czyste sumienie. Zwracam też uwagę na skrajnie różne podejście do wykonania cewki i obwodu magnetycznego w głośnikach 2215 i 2235. W tym pierwszym zastosowano bardzo gruby nabiegunnik o wysokości 14mm i cewkę o wysokości uzwojenia zaledwie 8mm. Taka konstrukcja powoduje, że przy dopuszczalnym x max (4mm)  uzwojenia cały czas znajdują się w polu magnetycznym. Skrajnie odmienną sytuację mamy w głośniku 2235, gdzie nabiegunnik ma 8mm, a uzwojenie bez mała 20mm. W tym wypadku katalogowy x max rośnie ponad dwukrotnie, do 8.3mm Co ciekawe, oba głośniki mają identyczne membrany i bardzo podobne górne zawieszenia z pianki. Oczywiście tak różna konstrukcja obwodów musiała przełożyć się na natężenie pola w szczelinie, choć ma ona identyczną szerokość i średnica cewki również jest taka sama. Pokazuję to na kolejnych dwóch fotografiach i na trzeciej różnicę w wykonaniu cewek. Zwracam uwagę na rysy w okolicach otworu w nabiegunniku powstałe w trakcie usuwania pierścienia z gąbki, który przyklejano wokół otworu. To bardzo niefortunny pomysł, bo murszejące z czasem kawałki gąbki poliuretanowej często dostają się do szczeliny, co powoduje niesprawność  głośnika i jest ewidentną wadą fabryczną.

Niektóre z dawniej produkowanych  głośników i zestawów głośnikowych JBL mają już status „kultowy”  co raczej nie grozi w przyszłości współcześnie produkowanym wyrobom tej firmy. Nie sądzę bowiem, aby przedmiotem kultu okazały się np. te paczki aktywne, które kiedyś dostarczono mi do testów:

https://jblpro.com/products/vp7215-95dp

Na zdjęciu poniżej pokazuję jak wyglądają bez kraty osłonowej, a na dwóch kolejnych ceny, jakie obowiązywały na ten wyrób 10 lat temu – za granicą i u jednego z krajowych dystrybutorów:

Szaleństwo, w którym jest jakaś metoda? No nie wiem, ale dokładnie w tym czasie kupiłem sobie za mniejsze pieniądze  1.5 roczne Renault Kangoo z przebiegiem 35 tys. km i jeżdżę nim do dziś. Myślę, że ten przykład dość dobrze pokazuje swego rodzaju „przegięcie” w kwestii wyceny sprzętu z kategorii „pro”, choć oczywiście taka „przypadłość” dotyka również inne firmy. Jak już jednak wspominałem, nie będę zajmował się taką „ekskluzywną” aparaturą, tylko skupię się na sprzęcie, o którym realnie może myśleć przeciętny nabywca. A taki JBL oferuje przecież od dziesięcioleci, choć oczywiście w dawnych czasach również były w sprzedaży wyroby, na które stać było jedynie wąskie grono profesjonalistów. Zorientowani w temacie wiedzą, że firma stosuje literowe oznaczenia swoich produktów w rodzaju JRX, MRX, SRX, VRX i tak się składa, że im bliżej końca alfabetu, tym seria jest (była) wyższej klasy. No ale o jakości różnych produktów JBL będzie nieco dalej, a teraz spora dawka „autoreklamy”, w dużym stopniu związanej z głośnikami JBL regenerowanymi w serwisie PMP.

Jeśli chodzi o moją działalność w zakresie napraw JBL-a, to na samym początku lat 90 otrzymałem propozycję naprawy partii głośników używanych przez instytucję o nazwie ZPR. Chciano, abym po prostu zamontował fabryczne zestawy naprawcze w uszkodzonych przetwornikach. Jednak takie zlecenie już wówczas nie za bardzo wpisywało się w moje ambicje, więc pomyślałem sobie, że wykonam po prostu kopię membrany JBL 15″ i dzięki temu będę mógł w przyszłości bez problemu naprawiać określone typy głośników tej firmy. Oczywiście nie była to kopia 1:1 w każdym detalu, ale zachowałem stożkowy kształt membrany, bardzo podobne użebrowanie no i wymiary. W tym czasie wykonałem również „od zera” całkowicie oryginalny model do odlewania płaskiego kosza 15″, więc ta membrana mogła być również używana do produkcji moich głośników. Taki egzemplarz pokazałem już w grudniu, a poniżej porównawcze zdjęcia mojego wyrobu i głośnika JBL o symbolu 2225, zregenerowanego właśnie z użyciem tej membrany. Na trzeciej fotce oryginalny zestaw naprawczy do tego przetwornika:

Dodam tylko, że głośnik PMP widoczny na zdjęciach po lewej stronie ma 25 lat, a JBL 2225 naprawiałem całkiem niedawno i zastosowałem nieco inny resor górny, choć oba ich warianty wykazują znacznie lepsze właściwości mechaniczne i odporność na starzenie niż  oryginalne resory JBL. Jeśli chodzi o górne zawieszenia głośników 15″, to firma PMP dysponuje łącznie pięcioma różnymi ich wariantami i sześcioma rodzajami membran tej wielkości, co pozwala na regenerację większości przetworników 15″ występujących na rynku.

Jak już wspomniałem, w zakładce o naprawach głośników znajdują się szczegółowe opisy procesu regeneracji wielu starszych modeli głośników JBL, więc każdy może sobie tam zerknąć i zobaczyć, jak firma PMP podchodzi do poważnych zadań. Zwracam również uwagę na pewne wprowadzane przeze mnie modyfikacje konstrukcyjne, bo jeśli ma się wiedzę, umiejętności, odpowiednie podzespoły i „twórcze” podejście do kwestii technicznych, czasem można wprowadzić pewne udoskonalenia, nawet w wyrobach z górnej półki. Rzecz również w tym, że gdy wiele uszkodzonych głośników cierpi na tę samą przypadłość, to warto się zastanowić gdzie popełniono błąd i postarać się te fabryczne niedostatki wyeliminować. Chyba udaje mi się to nie najgorzej, skoro nie przypominam sobie ani jednego przepadku w ciągu 30 lat, aby wrócił do mnie uszkodzony JBL po regeneracji w moim serwisie. A przecież pierwsze sztuki naprawiałem nawet wcześniej, niż oficjalnie działa firma PMP. Inna sprawa, że do mojego serwisu praktycznie w ogóle nie wracają żadne zregenerowane głośniki, niezależnie od firmy, na co już kilkukrotnie zwracałem uwagę. Ba, nie tylko nie wracają, ale większość klientów którzy je potem użytkują zazwyczaj twierdzi, że sprawują się lepiej niż oryginalne. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu dostarczono mi 4 głośniki JBL wymontowane z profesjonalnych i w swoim czasie bardzo drogich subów 2 x 15″, z których jeden jeszcze jakoś się „odzywał” a wszystkie inne miały już zdecydowanie dość. Klient prosił o naprawę („żeby tylko działały”) bo miał zamiar sprzedać te paczki i kupić coś nowszego. Oczywiście nie wykonuję napraw na zasadzie „żeby tylko sprzedać” i powiedziałem, że mogę jedynie wykonać pełną, profesjonalną regenerację wg moich standardów. Gdy klient odebrał naprawione głośniki i je zamontował, to zadzwonił i powiedział, że nie będzie pozbywał się tego sprzętu, bo paczki grają lepiej niż oryginalne (miał je od nowości) i doszedł do wniosku, że nic lepszego nie kupi, a już na pewno nie za pieniądze, które mógłby uzyskać z ich sprzedaży. Potem nie miałem już z nim żadnego kontaktu, co może świadczyć o tym, że grają do dziś.

Zestawy naprawcze i związane z nimi problemy

No ale wracam już do zasadniczego tematu i skoro ma być o jakości, to zwracam uwagę na  „oryginalność” zestawów naprawczych do starych modeli głośników i oczywiście te uwagi nie dotyczą tylko JBL-a. Otóż na rynku jest sporo firm, które oferują recone kity sugerując, że zawierają takie podzespoły, jakie producent wykorzystywał np. 30 lat temu. Sporadycznie może się tak zdarzyć, jeśli np. ktoś zrobił sobie w odpowiednim czasie duże zapasy i teraz nimi handluje, albo jeśli firma nadal produkuje niektóre ze starszych modeli. Na zdjęciach poniżej pokazuję jeszcze raz oryginalny zestaw naprawczy do głośnika JBL 2225, który już dawno temu trafił do mnie zapakowany w firmowe pudełko:

 

Trzeba zauważyć, że cewka wraz z elastycznymi wyprowadzeniami  jest fabrycznie wklejona w membranę, podobnie jak dolny resor, a oddzielnie dostarczono kołpak osłonowy, uszczelki i tubkę kleju. Nadrukowano na nim datę i zaznaczono, że gwarancja ważna jest przez pół roku. Czyli jak widać na zdjęciu, termin przydatności do użycia minął 18 lat temu. Pozostałe podzespoły się nie starzeją, więc wciąż można ten zestaw wykorzystać, mając gwarancję, że naprawiony głośnik będzie grał tak, jak oryginał.  Na 3 fotce po prawej stronie widoczny jest zestaw naprawczy, który wg. informacji klienta w swoim czasie sprowadzany był z Niemiec do regeneracji głośników JBL 2226. Tyle, że ten model też trafiał do mojego serwisu i wiem, że to jest właśnie „zamiennik”. Jak widać, w tym zestawie dolny resor, cewka i miękkie wyprowadzenia dostarczane są oddzielnie, co znacząco utrudnia naprawę, a dla kogoś kto nie jest fachowcem, taka naprawa jest praktycznie niewykonalna, albo w jej efekcie nastąpi po prostu „zmarnowanie” materiałów. Poza tym, zastosowano inne niż oryginalne zawieszenie i inne uszczelki, które nie za bardzo pasują do kosza (identyczne można kupić na Allegro). Membrana jest bardzo podobna do oryginalnej, ale wprawne oko zauważy, że istnieją subtelne różnice. Brak również tulei służącej do centrowania cewki i kleju. Co gorsza, zupełnie inna jest również cewka. Z praktyki wiem, że oferowane na rynku zamienniki zazwyczaj wyprodukowane są gdzieś tam (nie będę pokazywał palcem) i tylko udają oryginał, mniej lub bardziej przekonywająco. Niekoniecznie musi oznaczać to porażkę techniczną, ale jeśli taki recone kosztuje powiedzmy 150 zł zamiast 100$ (że nie wspomnę o kwotach dwukrotnie większych), to można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że montowanie czegoś takiego niesie ze sobą spore ryzyko. Nawet jeśli sprzęt „zadziała” to nie ma żadnej gwarancji, że parametry elektryczno-akustyczne będą porównywalne, że o trwałości nie wspomnę. Jeśli zaś chodzi o oryginalne zestawy naprawcze do współcześnie produkowanych głośników JBL, to należą do jednych z najdroższych na rynku i wiele osób po prostu rezygnuje z naprawy, bo czasem taniej wychodzi zakup nowych głośników innej firmy i bywa, że jest to bardzo dobra decyzja, co uzasadnię nieco dalej. Poniżej link na dyskusję odnoszącą się do wymiany zestawu naprawczego do głośnika JBL 2241, który należy do jednego z najdroższych głośników 18″ oferowanych na rynku ( 770E w jednym z popularnych sklepów) :

https://forums.prosoundweb.com/index.php?topic=155206.0

i trzy znalezione w sieci „na szybko” oferty sprzedaży takich zestawów:

Różnica w cenie to właśnie „konsekwencja” wyboru dostawcy.

Jeszcze kilka uwag o zestawach naprawczych PMP

Z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że moje zestawy naprawcze wykorzystywane do regeneracji głośników JBL (w tym właśnie 2241, 2225 i innych) biją na głowę większość zamienników i w niczym nie ustępują oryginalnym, a w wielu wypadkach jestem np. w stanie zagwarantować większą moc po naprawie, z uwagi na parametry moich cewek. W niektórych przypadkach „oryginały” mogą mieć nieco większą skuteczność, właśnie z uwagi na cewki nawijane aluminium, ale w tym wypadku wiele zależy od metody pomiaru. Podam kolejny, prosty przykład, w oparciu o pomiary wykonane w przeszłości:

Mierząc SPL oryginalnego, niskotonowego głośnika JBL 18″ 2241H w wolnej przestrzeni, w paśmie ograniczonym od góry do 2.5 kHz, uzyskuję ok. 99 dB. Mierząc ten sam głośnik w ten sam sposób, zregenerowany z użyciem komponentów PMP, skuteczność jest na poziomie 96dB. Różnica 3dB może wydawać się istotna, ale gdy pasmo od góry ograniczę do 120Hz, to głośnik PMP nadal ma 96dB, a JBL te 3dB traci, czyli SPL jest dokładnie na tym samym poziomie. Oznacza to, że oryginał ma większą skuteczność, ale w zakresie, który w tego typu przetworniku nigdy nie jest wykorzystywany, co dość dokładnie tłumaczyłem w dwóch moich artykułach o pomiarach SPL. Warto również zauważyć, że cewki głośników JBL mają w większości przypadków zaniżoną rezystancję i standardem dla głośnika 8 Ohm jest w tym przypadku 5 Ohm (zmierzyłem 4.9) podczas gdy cewka PMP zastosowana do tego głośnika ma 5.5 Ohm, co oczywiście ma pewien wpływ na porównawczy poziom SPL, jeśli do testów używa się sygnału o takim samym napięciu. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w przypadku głośników nominalnie 4 Ohm, bo cewki JBL mają wówczas 2.5 Ohma, a są również zestawy głośnikowe (np. niektóre modele EON) gdzie rezystancja DC cewki wynosi 1.5Ohma.  Mierząc rezonans sprawnego, oryginalnego 2241H, uzyskałem ok. 37Hz co niemal idealnie odpowiada parametrom głośnika zregenerowanego przy użyciu moich podzespołów. Ponieważ zastosowana przeze mnie cewka jest wytrzymalsza niż oryginalna, a parametry „elektromechaniczne” i skuteczność bardzo zbliżone, śmiało można przyjąć, że głośnik po takiej naprawie w niczym nie ustępuje oryginałowi, a góruje nad nim w kwestii wytrzymałości cewki i zawieszeń.

I jeszcze jedno porównanie, a mianowicie parametrów głośnika JBL 2225 (zmontowanego z okazji pisania tego artykułu, z użyciem oryginalnego zestawu naprawczego pokazanego powyżej) z identycznym głośnikiem zregenerowanym w całości w oparciu o podzespoły PMP. W tym wypadku firma JBL zastosowała cewkę nawijaną prostokątnym drutem miedzianym, a ja cewkę dwustronną nawijaną drutem okrągłym. Wysokość uzwojeń jest identyczna (16mm) rezystancja cewki oryginalnej to 6.1Ohm, mojej 6.5Ohm. Masa obu zestawów naprawczych to ok. 90g. Ciekawostką może być fakt, że zmierzony rezonans tego nowego zestawu naprawczego to 50Hz, podczas gdy wg danych fabrycznych powinno być 40Hz, czyli dokładnie tyle, ile ma mój głośnik. Porównując jednak pracę zawieszenia zmontowanego, nowego zestawu naprawczego z identycznym głośnikiem używanym przez lata, daje się zauważyć ewidentne „zmiękczenie” zawieszeń i w takim używanym głośniku pomiar wykazał kiedyś właśnie  ok. 40Hz. Teraz przejdę do pomiarów SPL. Dokonałem ich przy użyciu miernika Phonic PAA3, podając na wejście obu głośników pełnopasmowy szum różowy o napięciu 2.8V, aby wysterować przetworniki mocą 1 wata. Dzięki temu mogę pokazać nie tylko „zbiorczy” poziom ciśnienia akustycznego, ale również charakterystykę amplitudowo-częstotliwościową w pełnym paśmie. Poniżej wyniki pomiarów – na górze oryginał, na dole wersja PMP:

Jak widać, mimo zastosowania przez JBL cewki nawijanej płaski drutem, przy takich warunkach pomiaru skuteczność mojego głośnika jest nie tylko mniejsza, ale nawet o 1 dB większa. Oczywiście przebiegi się różnią, ale kwestią dyskusyjną jest, który głośnik będzie grał lepiej „na ucho” Miałem np. dawno temu taki przypadek, że gdy klient zamontował ten przetwornik po regeneracji do jakiejś dwudrożnej paczki JBL, to stwierdził, że brzmienie się poprawiło, bo stało się bardziej wyrównane, co być może wynika np. z nieco mniejszej skuteczności mojego głośnika w rejonie 1kHz, czyli tego pasma, na które najbardziej wrażliwy jest słuch i gdzie często stosuje się podział w zestawach dwudrożnych z mocnymi driverami. No i klient podkreślał, że nastąpiła również duża poprawa jeśli chodzi o dół pasma, o czym trudno oczywiście wnioskować na podstawie pokazanej charakterystyki głośnika bez obudowy. Gdyby ktoś chciał użyć tych głośników przy wyższych podziałach, to jak widać z przebiegu, mój gra zdecydowanie wyżej, choć z założenia jest to raczej głośnik basowy. Jednak śmiało można go traktować jako mid-bas. Bardzo ważne jest również to, że ja mogę zagwarantować dla tego głośnika rzeczywistą moc 400W RMS, a w wersji oryginalnej jest to 400W PROGRAM, choć w starszym, zbiorczym zestawieniu parametrów T/S głośników JBL „jak wół stoi” że przetwornik 2225H dysponuje mocą 200W, choć bez zdefiniowania, o jaką moc chodzi. Ta większa moc to nie tylko zasługa bardziej wytrzymałej cewki, ale również lepszego chłodzenia, co uzyskałem dzięki podkładkom dystansowym umieszczonym między obwodem magnetycznym i koszem. Szczelina o wysokości 3mm umożliwia właśnie lepsze odprowadzanie ciepła, oprócz standardowego chłodzenia poprzez otwór w trzpieniu. Oprócz tego zastosowałem celowo większy i masywniejszy kołpak osłonowy, dzięki któremu zwiększa się ilość tłoczonego powietrza i przy okazji membrana zyskuje na sztywności. Trzeba zauważyć, że oryginalny kołpak jest cienki i wiotki i w zasadzie służy tylko do zabezpieczenia szczeliny przed dostawaniem się do niej zanieczyszczeń. Jeśli chodzi o X max, to w obu wykonaniach jest dokładnie taki sam (5mm), choć zawieszenia PMP pozwalają teoretycznie na większą amplitudę ruchów membrany, utrzymując ją jednocześnie w ryzach przy dużej mocy dostarczanej do głośnika. No i nie tracą swoich właściwości z upływem czasu. Dodam jeszcze, że dla celów archiwalnych nagrałem filmik z pomiarów, bo bardzo sporadycznie zdarza się w moim serwisie sytuacja, gdy montuję oryginalny recone kit. Praktycznie nie zdarza się w ogóle, bo jak informuję w zakładce o naprawach głośników, z premedytacją nie wykonuję tego typu usług i to od samego początku mojej działalności.

Kilka słów o technologii flat wire (edgewound ribbon), czyli o cewkach nawijanych drutem o przekroju prostokątnym

Skupię się jednak jeszcze na chwilę na technologi wykonywania cewek, aby wykazać, że w obu zademonstrowanych porównaniach zastosowanie przez firmę JBL uzwojenia flat wire nie stanowi żadnej przewagi w stosunku do cewki PMP, jeśli chodzi o korzyści z większego „upakowania” zwojów w odniesieniu do wysokości uzwojenia. Przypominam, że jednowarstwowa z natury cewka nawinięta płaskim drutem, z założenia powinna mieć większy BL w porównaniu do klasycznej, dwuwarstwowej cewki o identycznej wysokości, właśnie z uwagi na lepszy stosunek ilości zwojów do wysokości uzwojenia. Ale tylko wtedy, jeśli zastosuje się na tyle cienki drut, że w jednej warstwie uda się umieścić więcej zwojów, niż w dwóch warstach cewki nawiniętej drutem okrągłym. Jednak pojawiają się pewne czynniki „fizyczne” które powodują, że nie zawsze tak jest. Jeśli np. zależy nam najbardziej na mocy i obwód magnetyczny ma szczelinę o dużej szerokości, możemy zastosować drut nawojowy nie tylko o dużej wysokości, ale również odpowiednio gruby. Z kolei w sytuacji, gdy szczelina jest wąska i gra idzie o jak największą skuteczność, stosujemy drut o mniejszej wysokości i cieńszy, co przy danej średnicy cewki powoduje zwiększenie ilości zwojów, przy jednoczesnym ograniczeniu mocy głośnika. Ta pierwsza sytuacja ma właśnie miejsce w głośnikach JBL 2241 (szczelina 2.4mm) a druga np. w głośnikach 2225 i podobnych (szczelina 1.5mm). Tak się zresztą składa, że szczelinę 1.5 mm przy cewce 4″ (i nie tylko), ma wiele głośników z dawnych czasów, jak choćby przetworniki EV czy Peavey, co automatycznie powoduje, że ich moc katalogowa jest niewielka jak na dzisiejsze standardy, ale za to zazwyczaj mają dużą skuteczność. Oczywiście istotną rolę odgrywa również grubość nabiegunnika, bo z  kolei jej zwiększanie powoduje spadek natężenia pola w szczelinie. Proszę zauważyć, że mimo identycznej średnicy cewek, głośnik 2241 ma moc katalogową 600w, a 2225 – 200W. Z pomiarów i wyliczeń wynika, że jednowarstwowa cewka JBL w głośniku 2241 o wysokości 19mm ma ok. 100 zwojów, podczas gdy dwustronna cewka PMP o wysokości 20mm praktycznie ma ich tyle samo (50 zwojów w jednej warstwie). Co prawda pole przekroju prostokątnego drutu w cewce JBL jest większe, ale z uwagi na materiał (alu) ta przewaga jest niwelowana przez miedź w cewce PMP.  Jak już wspomniałem, JBL dla modelu 2241  podaje moc   600W, a ja sądzę, że po mojej regeneracji ten głośnik wytrzyma więcej, choć oczywiście wiele zależy od tego, jak funkcjonuje specyficzne chłodzenie w tych opatentowanych wiele lat temu obwodach JBL-a. Pod koniec ubiegłego roku trafiły do mojego serwisu suby JBL o symbolu SR 4719, w których zamontowano 4 głośniki 2241H (H oznacza w tym wypadku wersję 8Ohm). Stare, dobre membrany przetrwały, ale z 4 cewek tylko jedna zachowała się w całości, choć i ona miała zwarcia między zwojami i przez to zaniżoną do 4 Ohm rezystancję. Na zdjęciach pokazuję jak wyglądają dwie z 4 uszkodzonych i obwód magnetyczny tego głośnika, stosowany również w wielu innych modelach JBL. Na kolejnej fotografii można zobaczyć jak wklejona jest cewka i jak wyglądają wyprowadzenia, a obok, dla kontrastu, ten fragment w głośniku  PMP. Na ostatnim zdjęciu paczka do której trafią te przetworniki po regeneracji – solidna obudowa ze sklejki, oklejona niemodnym już kocem, która sporo przeszła, ale oprócz kwestii czysto estetycznych nic jej nie dolega. W przeciwieństwie do „budżetówki” JBL-a, gdzie obudowy wykonywane są w sposób urągający wszelkim zasadom sztuki stolarskiej. Inna sprawa, że z pewnością nie wykonują ich fachowcy o tej specjalności, bo fachowcom trzeba jednak odpowiednio zapłacić, nawet tym „skośnookim” (bez urazy).

 

Jeśli chodzi o czwarte zdjęcie, to łatwo zauważyć, że płaski, sztywny drut aluminiowy wyprowadzony z cewki JBL „wisi w powietrzu”, a następnie łączony jest z miękką linką, doprowadzającą sygnał do zacisków (styk aluminium z miedzią też bywa przyczyną problemów z kontaktem). Praktyka pokazuje (i dotyczy to bardzo wielu firm) że taka technologia jest zawodna i powoduje częste uszkodzenia w postaci przerwy w obwodzie, która powstaje z powodu przełamania sztywnych wyprowadzeń na skutek drgań. Zawodne jest również układanie sztywnego drutu nawojowego bezpośrednio na pewnym odcinku membrany, bo to również prowadzi do podobnych awarii. Firma PMP stosuje zupełnie inną metodę i dzięki temu takie usterki nigdy nie mają miejsca. Jeśli chodzi o „statystyki” uszkodzeń głośników JBL, które regenerowane były w moim serwisie, to olbrzymia większość awarii starszych modeli wynikała właśnie z uszkodzeń cewek nawijanych aluminium, które czasem wyglądają tak, że aż przykro na nie patrzeć. W nowszych głośnikach psuje się praktycznie wszystko, ale o tym w dalszej części artykułu. Dla kontrastu mogę wymienić Beymę, gdzie w ogromnej większości przypadków profesjonalne głośniki dostarczone do serwisu miały sprawne cewki flat wire, ale one nawijane są drutem miedzianym na karkasach z  włókna szklanego, co niestety nie jest regułą, jeśli chodzi o JBL, bo ta firma wykorzystuje również „oszczędnościowy” kapton. Gdyby w przetworniku JBL 2241 zastosowano drut miedziany o takim przekroju i „geometrii” jak oryginalny aluminiowy, to zachowano by identyczną wartość BL, ale znacznie zwiększyłyby się możliwości prądowe tak wykonanej cewki. Jednak koszty wykonania wielokrotnie by wzrosły, a przy masowej produkcji chodzi przecież o maksymalizację zysków i minimalizację kosztów. Mam nadzieję, że po raz kolejny wyczerpująco wyjaśniłem, dlaczego uzwojenia aluminiowe w głośnikach dużej mocy stosowane są wyłącznie z powodów ekonomicznych i dlaczego firma PMP nie wykonała przez 30 lat ani jednej cewki nawiniętej aluminium.

Wszystko co opisałem i pokazałem powyżej jest dowodem na to, że śmiało i bez żadnych wątpliwości można zamontować różne głośniki JBL zregenerowane w serwisie PMP w oryginalnych obudowach i uzyskać efekt, który może być nawet bardzo pozytywnie zaskakujący dla kogoś, kto używał te przetworniki wcześniej. Mam na myśli wrażenia „słuchowe” bo jeśli chodzi o trwałość i niezawodność, to wieloletnie doświadczenia jednoznacznie świadczą również na moją korzyść, co wiąże się nie tylko z bardziej wytrzymałymi cewkami, ale również z dużo lepszej jakości zawieszeniami, które często są bolączką głośników wielu firm z USA.

W tym miejscu pozwolę sobie zacytować wpis z księgi gości, odnoszący się właśnie do zregenerowanych głośników JBL 2241:

Mieliśmy PRZYJEMNOŚĆ przetestować paczki JBL M-PRO 418S z nowymi głośnikami w dobrze znanym nam akustycznie pomieszczeniu, gdzie paczki często grywały przed remontem. Zestaw grający zyskał nowe, lepsze, potężniejsze brzmienie – jesteśmy przezadowoleni z efektu pracy Pana Piotra po całonocnym delektowaniu się soczystym ciepłym bassem:) Dziękujemy za profesjonalną naprawę i przekazaną wiedzę a przede wszystkim POLECAMY firmę PMP.

O tytule wpisu i o tym, dlaczego nie udzielam się na YouTube

Za chwilę przejdę do meritum, czyli postaram się udowodnić, że tytuł tego artykułu ma całkiem racjonalne „umocowanie” w rzeczywistości. Oczywiście oprę się głównie na moich doświadczeniach serwisowych, choć w sieci można znaleźć wiele materiałów wideo, które tylko potwierdzają to, o czym za chwilę napiszę. A skoro wspomniałem o wideo, to może wyjaśnię, dlaczego sam nie publikuję żadnych materiałów w tej formie, np. na YouTube, co bywa dość powszechną praktyką, również w odniesieniu do tematyki głośnikowej. Pierwszy powód jest prosty: nie odczuwam takiej potrzeby, co w zasadzie kończy temat, no ale dorzucę jeszcze kilka argumentów „na nie”. Wiele osób traktuje takie publikacje jako formę reklamy swoich usług, ale mnie to w ogóle nie interesuje. Nie bez znaczenia jest również fakt, że w opracowanie materiałów video trzeba włożyć dużo czasu, a ja i tak poświęcam go mnóstwo, choćby na pisanie artykułów takich jak ten. Jednak od niedawna dla własnych potrzeb i „ku pamięci” nagrywam sobie jakieś krótkie filmiki, gdy trafią się ciekawe przypadki i na życzenie mogę takie materiały udostępnić drogą mailową. Jeszcze jednym powodem jest to, że publikując filmy w miejscach „publicznych” należałoby umożliwić ich komentowanie, a ja zupełnie nie mam ochoty ani czasu na różne „jałowe” dyskusje, które często mają miejsce w komentarzach. I już ostatni powód to ten, że sam trafiam czasem na takie „kurioza” jeśli chodzi o naprawy głośników demonstrowane publicznie, że ostatnią rzeczą na którą miałbym ochotę, jest czynne uczestnictwo w takich „zawodach”.

A teraz już tylko o współczesnym JBL  i zacznę może nietypowo, bo od wstępnego, skrótowego podsumowania:

Wszystkie (albo prawie wszystkie) głośniki JBL z dawnych czasów warto regenerować i można mieć pewność, że jeśli naprawa wykonana została profesjonalnie, przetwornik zyska „nowe życie” i będzie bezawaryjnie służył przez kolejne dziesięciolecia. Oczywiście pod warunkiem, że kosz i obwód magnetyczny są sprawne, bo jeśli np. nabiegunniki skorodowały, to taki głośnik stwarza już poważne problemy serwisowe. No i pod warunkiem, że do regeneracji nie użyje się przypadkowej zbieraniny niekompatybilnych podzespołów kupionych na Allegro czy na jakimś AliExpressie.

Jednak wiele nowych głośników JBL jest tak skonstruowanych, że po prostu „proszą się” o awarie i często naprawy są nieopłacalne z wielu powodów, o których wspomnę w dalszej części wpisu. Dlaczego tak się dzieje? Wyjaśnienie jest dość proste: otóż nowe technologie w tym wypadku nie mają na celu podniesienia jakości wyrobów, tylko służą ograniczeniu kosztów produkcji (czasem bardzo znacznemu), choć ceny relatywnie wcale nie są niższe niż dawniej. Podkreślam z całym przekonaniem, że JEDYNĄ zaletą głośników oferowanych od kilkunastu i więcej lat jest ich „lekkość”, co posłużyło mi za pomysł na tytuł artykułu. Jeśli więc jesteś klientem, dla którego waga sprzętu jest czynnikiem decydującym o zakupie – możesz odpuścić sobie dalszą lekturę. Musisz jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że nawet najlżejszy sprzęt jest zupełnie bezwartościowy, jeśli po kilku latach eksploatacji nie nadaje się do użytku, a naprawa z użyciem oryginalnych komponentów jest bardzo kosztowna. A co najgorsze, wcale nie gwarantuje, że usterki się nie powtórzą. Jest wręcz przeciwnie – można być niemal pewnym, że upływ czasu (bardzo krótki w porównaniu z produktami sprzed kilku dekad) nieuchronnie prowadzić będzie do destrukcji sprzętu. Są na rynku produkty JBL-a tak podłej jakości, że każdy element zestawu to prawdziwy dramat z punktu widzenia użytkownika. Co gorsza, nawet w sprzęcie ze średniej półki czasem tylko obudowa jest przyzwoita i profesjonalnie wygląda, a środek jest  raczej z innej bajki. Przykład pierwszy z brzegu z ostatniej chwili poniżej. Jednak już na wstępie istotna uwaga: to co napiszę, w żaden sposób nie odnosi się do oceny brzmienia i tego, jak te zestawy grają. Po pierwsze dlatego, że taka ocena zawsze musi mieć subiektywny charakter, a po drugie, to nawet gdybym chciał je podłączyć i posłuchać, to nie ma takiej możliwości, bo z 6 głośników w nich zamontowanych „cudem” ocalał tylko jeden driver. A teraz już konkrety:

Dostarczono mi do serwisu 2 paczki MRX 525,  w których wszystkie cztery głośniki 15″ o symbolu 265H-1  miały uszkodzone membrany, choć używał ich profesjonalista, któremu trudno byłoby zarzucić ignorancję techniczną w zakresie zasad prawidłowej eksploatacji sprzętu. Uważam za absolutny skandal, że od membran odklejają się górne zawieszenia, że pękają, rozwarstwiają się  i przełamują w różnych miejscach i po kilku latach eksploatacji wyglądają jak „psu z gardła wyciągnięte”. To produkt „tekturowy”, fatalnej jakości, w niczym nie przypominający dawniejszych membran JBL, za to podobny w sensie „nędzy” do pokazanych w poprzednich artykułach wyrobów innych firm, których nazw nie będę już wymieniał. Oto kilka zdjęć na potwierdzenie powyższego, przy czym na 3 fotce pokazuję wszystkie głośniki fabrycznie zamontowane w tym zestawie:

 

Gdyby jednak chodziło tylko o membrany, to te głośniki można by z powodzeniem zregenerować w moim serwisie, bo akurat dysponuję dwoma wzorami, które idealnie pasują do tego kosza, nawet bardziej niż oryginalne. Jest tak dlatego, że są nieco głębsze i dzięki temu karkas cewki może być krótszy, co zawsze ma pozytywny wpływ na „mechanikę” układu drgającego. Mogę zapewnić, że nigdy nie wystąpią w nich takie uszkodzenia jakie miały miejsce w fabrycznych i to  niezależnie od okresu użytkowania. Ich zaletą w stosunku do oryginalnych jest również to, że są bardziej szerokopasmowe, co ma istotne znaczenie w sytuacji, gdy dwa głośniki 15″ współpracują z driverem ciętym na ok. 2kHz. Taka konfiguracja to zresztą bardzo kiepski pomysł i obecnie firmy raczej od niej odchodzą.

Jednak w tym przypadku niestety jest tak, że cały ten głośnik to porażka techniczna, no może z wyjątkiem wagi, bo 2 kg dla głośnika 15″ można uznać za ogromne osiągnięcie, jeśli to kryterium ma być najważniejsze. Zacznę może od konstrukcji obwodu magnetycznego, która opatentowana została przez firmę JBL pod nazwą „differential drive”.  „Myk” polega na tym, że w obwodzie wykorzystano 2 oddzielne magnesy neodymowe umieszczone osiowo jeden nad drugim i cewkę z dwoma uzwojeniami umieszczonymi również jedno nad drugim i połączonymi szeregowo. Magnesy i nabiegunniki w przypadku tych konkretnych głośników są tak małe, że „jakoby ich wcale nie było” i takie rozwiązanie (oprócz znikomej masy) ma tylko jedną, podstawową zaletę: jest bardzo tanie i to mimo zastosowania znacznie droższego niż ferryt neodymu.  Wszystkie pozostałe cechy konstrukcyjne to konglomerat wielu wad, które teraz  postaram się skrótowo opisać, ale przedtem pokażę jeszcze kilka zdjęć:

Na pierwszym kosz, na drugim obwód magnetyczny i cewka, a na trzecim jedna z uszkodzonych membran i obok doskonale pasująca do tego kosza membrana PMP.

Konstruktor przetwornika nie przewidział żadnych otworów czy szczelin chłodzących, a sytuację pogarsza brak klasycznych, masywnych nabiegunników, które są  w stanie odebrać ciepło z nagrzewającej się cewki. W efekcie, przy dużej mocy ciągłej temperatura może wzrosnąć do takiej wartości, że magnesiki neodymowe ulegają rozmagnesowaniu i głośnik jest do wyrzucenia. No chyba, że ktoś posiada magneśnicę do neodymów, która w impulsie jest w stanie wygenerować prąd o natężeniu np. 30 tysięcy Amperów i cewkę o odpowiedniej dla danego obwodu magnetycznego średnicy. O tym, że marne obwody neodymowe się rozmagnesowują przekonało się już wielu użytkowników i materiały na ten temat dostępne są w wielu miejscach w sieci. Ja też pisałem już o wrażliwości kiepskiej jakości neodymu na temperaturę i przypominam, że w tańszych wykonaniach  rozmagnesowanie może nastąpić już przy 80 stopniach. Ale za to taki neodym jest kilkakrotnie tańszy niż ten, który jest w stanie wytrzymać temperatury np. dwukrotnie większe, choć i to jest niewiele w stosunku do ferrytu, który jest praktycznie niewrażliwy na temperaturę. Oto artykuł w którym poruszam tę kwestię:

glosniki1

Przy takiej konstrukcji obwodu i dostarczeniu do głośnika deklarowanej przez producenta mocy 400W RMS, temperatura może być tak wysoka, że nawet rozpuszcza się cyna łącząca cewki, o czym będzie nieco dalej. Kolejnym słabym punktem jest jego klejenie – tak marne, że np. przy niewielkim wstrząsie obwód łatwo może się  rozkleić, co powoduje zakleszczenie cewki  i głośnik nie gra. Gdy rozebrałem kiedyś taki „wynalazek” to okazało się, że kleju na nim było „tyle co kot napłakał” i dziwne, że w ogóle przez pewien czas jakoś to wszystko trzymało się przysłowiowej kupy. Nie chcę wnikać, czy to Chińczyk pożałował kleju, czy może ma wytyczne żeby go oszczędzać, ale gdybym ja tak kleił swoje obwody w przeszłości, to z pewnością dzisiaj raczej nie mógłbym chwalić się trwałością głośników PMP.

Ale idźmy dalej w opisie wad: cewka to szczególny przypadek, bo na jednym karkasie są dwa uzwojenia połączone szeregowo, poprzez ich zlutowanie po środku. Dlaczego miejsce lutowania bywa również powodem usterek tych głośników? Ano dlatego, że jak wspomniałem powyżej,  przy b.wysokiej temperaturze cyna może się rozpuścić i uzwojenia stracą kontakt, co będzie skutkowało przerwą w obwodzie, a  „przy okazji” rozpuszczone kawałki cyny mogą dostać się do szczeliny obwodu. To nie teoria, tylko praktyka. A skoro tak, to informuję, że już dawno temu (gdy tylko pojawił się na rynku ten „patent”) opracowałem technikę wykonania takiej cewki w jednym kawałku, bez lutowania i działa jak oryginalna, choć nie jest cewką flat wire. Tyle, że jej wykonanie jest bardzo skomplikowane, pracochłonne i czasochłonne a co za tym idzie – kosztowne. Poza tym, ta „nieopatentowana” technologia pozwala pozbyć się tylko jednego mankamentu tego głośnika, więc to klient musi zdecydować, czy mimo tych zastrzeżeń decyduje się na regenerację. Są również „specjaliści” którzy kupują zamienniki cewek i próbują montować je w starej membranie (jeśli jeszcze zachowała się w całości) co jednak jest bardzo kiepskim pomysłem, podobnie jak sytuacja odwrotna (czyli montaż nowej membrany do sprawnej cewki). Tę ostatnią opcję zaproponował klientowi krajowy dystrybutor za kwotę, która jednak zdecydowanie go zniechęciła. Skupmy się jednak jeszcze na moment na samej cewce, która w przypadku tego głośnika ma średnicę zaledwie 2″, choć jego moc określana jest przez producenta na 400W. Normalnie takie „cuda” się nie zdarzają, chyba że u niektórych krajowych dystrybutorów chińszczyzny, ale tutaj zastosowano bardzo gruby drut nawojowy, który „na luzie” taką moc wytrzyma. Grubość cewki (karkas + uzwojenie) to aż 1.4mm, czyli znacznie więcej, niż np. cewek PMP o rzeczywistej mocy 800W. Drut ma tak duży przekrój również dlatego, że przecież cewki połączone są szeregowo, a jako całość powinny mieć standardową, nominalną impedancję, np. 8 Ohm.  W przypadku tych głośników cewka nawijana płaskim, aluminiowym drutem ma rezystancję 5.3Ohm i indukcyjność 1mH. Uzwojenie ma też bardzo dużą wysokość w porównaniu z wysokością nabiegunnika, a katalogowy x-max wynosi w tym wypadku 6.5mm. Dodam przy okazji, że natężenie pola w obu szczelinach o wielkości 2.4mm jest na poziomie 0.8T, co można zobaczyć na dołączonej fotografii, którą wykonałem po demontażu membrany. To niewiele, choć i tak nieźle jak na wielkość zastosowanego magnesu i szerokość szczeliny, w której cewka ma ok. 0.5mm luzu po obu stronach, więc przynajmniej nie ma problemu z centrowaniem. No dobrze, ale skoro drut jest „nadmiarowy” to w czym problem? W tym, że choć zazwyczaj wytrzymuje nominalną moc, to przecież się grzeje i to o wiele bardziej, niż znacznie cieńszy w cewkach o 2x większej średnicy, współpracującymi ze standardowymi obwodami magnetycznymi, które zazwyczaj posiadają również otwory chłodzące w trzpieniu i nie tylko. Jak destrukcyjnie działa w tym wypadku wysoka temperatura już wyjaśniłem, więc temat można uznać za zamknięty. Technologia differential drive stosowana jest w wielu głośnikach JBL-a i niektóre z nich sprawiają lepsze wrażenie niż opisane, ale pewnych mankamentów nie da się uniknąć, właśnie z uwagi na oszczędnościowe podejście do kwestii technologicznych. Natomiast zalety tego rozwiązania którymi chwali się firma, mają w dużej mierze charakter marketingowy i trzeba podchodzić do tych danych z dystansem. Jednak dzięki temu patentowi JBL zarobił mnóstwo kasy małym kosztem, oszczędzając np. setki albo i tysiące ton żelaza na nabiegunniki, a to obecnie wydaje się priorytetem dla wielu producentów. A że  się psują? No cóż, przecież można  kupić sobie oryginalny komplet naprawczy, który w przypadku głośnika 265H-1 kosztuje….no właśnie, ile może kosztować oryginał, skoro sprzedawca, chcąc „iść na rękę” właścicielowi sprzętu zaproponował mu wymianę samych membran z wykorzystaniem oryginalnych cewek za kwotę 700 pln od sztuki? Na 3 fotografiach pokazuję znalezione w sieci oferty na zakup kompletu naprawczego, przy czym na pierwszej (to dość poważna firma, oferująca zazwyczaj oryginalne zestawy) nie ma ceny, a trzecia jest o tyle interesująca, że w tytule co prawda pojawia się nazwa 265-H1, ale na zdjęciu pokazany jest zestaw od zupełnie innego głośnika.

 

W jednym z popularnych sklepów z Niemiec można sobie kupić bardzo podobny zestaw naprawczy do głośników 15″ z paczek Eon za niecałe 1000 zł, więc łatwo policzyć, że naprawa 4 uszkodzonych głośników kosztowałaby ok. 4 tys zł + koszty robocizny. Co gorsza, do tej kwoty należałoby tez doliczyć koszt zestawu naprawczego do driverów 2408. Od razu podam cenę w tym niemieckim sklepie – 830 zł. Wydaje się nieco wygórowana zważywszy na fakt, że cały driver można kupić w USA za ok. 150$. Co prawda tam uważa się, że za taką cenę trudno oczekiwać klasowego produktu, o czym świadczy choćby taki wpis z cenionego  portalu branżowego ProSoundWeb:

That 1″ exit driver is available all over the web for $130.. which is incredibly cheap for anything with an Orange label on it so it can’t be any good.. JBL would charge a lot more if it was. Yes I’m being serious. I don’t know why manufacturers offer dual 15’s with a 1″ CD.. it’s a guaranteed blown driver waiting to happen. The right solution here is to repair the cabs with OEM replacement voice coils or drivers(to maintain product value) and then trade them in on SRX cabs or something else with a proper 2″ exit CD. There are lots of other 1″ exit comps out there that could be used in this cab but I don’t know that they would be any more durable in this application, all of those with decent high end extension require the same 1.5khz or higher crossover and that means they can’t handle much power in that freq range.

jednak moim zdaniem za takie pieniądze spokojnie da się dziś kupić zupełnie przyzwoity driver o większej mocy i problemem może być jedynie oryginalna zwrotnica w paczkach MRX, dopasowana do tego konkretnego przetwornika. Może się okazać, że po zainstalowaniu nawet niezłego drivera innej firmy efekt nie będzie zadowalający, a przeróbki i modyfikacje filtrów to skomplikowana kwestia, wymagająca pewnej wiedzy i przede wszystkim wielu eksperymentów.

Dlaczego „przyczepiłem się” do tego drivera? Dlatego, że stosowanie takich miniaturowych driverków z cewkami o średnicy 38 mm, których moc może oscylować w granicach 30W (nie udało mi się znaleźć żadnych danych katalogowych) do paczek o mocy nominalnej 800 W jest dużym nieporozumieniem. Ja bałbym się stosować takie drivery do zestawów o mocy 2x mniejszej, chyba, że byłyby bardzo wysoko cięte i odpowiednio zabezpieczone. Jednak częstotliwość podziału zwrotnicy w paczkach MRX 525 to 1.8 kHz i warto zauważyć, że właśnie brak w niej jakiegokolwiek zabezpieczenia drivera. No ale po co stosować zabezpieczenia, skoro można „skasować” niezłą sumkę za komplet naprawczy?

A tak przy okazji:  Z ciekawości dokonałem pomiarów fabrycznej zwrotnicy i okazało się, że jeśli traktować sygnał sinus 10kHz o napięciu 1 wolta  jako punkt odniesienia, to mierząc napięcie na zaciskach drivera uzyskujemy o.7V na 6kHz, 0.5V na 4kHz, a na 2kHz jest około 0.35V co odpowiada spadkowi na poziomie – 6dB. Na 1.4kHz jest już – 12dB.  Kto wie w czym rzecz, może sam ocenić jak działa ten filtr. Mamy wiec do czynienia ze stosunkowo wysokim cięciem jak na pracę drivera z głośnikami 15″ i jednocześnie jest to na tyle „słaby” pod względem mocy przetwornik, że przy wysterowaniu zestawu mocą zbliżoną do nominalnej może łatwo ulec uszkodzeniu. A jeśli np. przygłuchy realizator albo „nawiedzony” DJ podkręci gałkę korekcji wysokich tonów w mikserze mocno w prawą stronę, to po krótkim czasie z tej delikatnej ceweczki zostanie tylko wspomnienie. No ale na takie sytuacje może nie poradzić nawet najbardziej „mocarny” przetwornik, podobnie jak np. na silne sprzężenie akustyczne na częstotliwości pracy drivera. Sytuację znacznie pogarsza sterowanie paczki z jednego wzmacniacza, a nie w trybie bi-amp, ale te zestawy nie mają opcji pracy w dwóch trybach, w przeciwieństwie do niektórych profesjonalnych modeli z dawnych lat, jak choćby z serii SRX. Na zdjęciach poniżej demonstruję porównanie bardzo starego drivera JBL o 0 znaczeniu 2447+horn, który to komplet wykorzystywany był np. w wielu paczkach z  serii SRX, z driverem z tubą  z zestawów MRX . Na kolejnym porównanie cewek tych dwóch głośników,  potem komplet zwrotnic z paczek SRX ze zworką umożliwiającą przełączenie paczki w tryb bi-amp i zwrotnica z MRX. Dwa ostatnie zdjęcia to panel przyłączy i pusta obudowa. Wg danych katalogowych zestaw SRX4732 ważył bez mała 63 kg, a paczki MRX 525 mają masę 38kg, więc parafrazując stare przysłowie o babie i wozie można powiedzieć: stare JBL-e z magazynu, właścicielowi lżej:)

Teraz podsumuję sytuację związaną z ewentualną naprawą paczek JBL MRX 525:

Gdyby naprawa głośników 15″ okazała się nieopłacalna, być może trzeba je będzie zastąpić innymi.  Jednak nie mogą  to być  starsze modele JBL (np. 2225) bo ich kosze nie pasują do otworów w obudowie. Trzeba by je powiększać, a „kaleczyć” ładnej skrzynki nie mam ochoty. Swoją drogą to też trochę dziwna „polityka” bo przecież opracowując nowe kosze można było zachować dawniejsze gabaryty. Niestety, podobną drogą poszła też nie tak dawno Beyma, bo np. wszystkie ich głośniki 18″ produkowane przez kilka dekad miały średnicę mocowania 415 mm (identyczną jak kosze PMP), a nowe wymagają otworu 426 – ponad cm więcej !! Tak się za to przypadkowo być może składa, że ten nowy wymiar dokładnie odpowiada średnicy starszych głośników 18″ firmy JBL, więc włożenie nowej Beymy w starą obudowę JBL jest jak najbardziej możliwe. Czy ktoś już zwrócił uwagę na te „niuanse” ? Być może tylko taki ktoś, komu popsuły się stare głośniki i chciał je wymienić na nowe, ale tej samej firmy. Udowodniłem, że wcale nie musi to być prostą czynnością. No ale może właśnie teraz o to chodzi, żeby nie dało się w prosty sposób wymienić głośnika na inny, nawet tego samego producenta.

Nawet gdyby ktoś zdecydował się na rozpiłowanie otworów i zamontowanie np. zregenerowanych u mnie 2225,  to musiałby pogodzić się  ze znacznym wzrostem masy zestawu, a konkretnie o 17 kg + ewentualnie inny driver, też raczej bardziej masywny niż oryginalny. Jednak chciałem z całą mocą podkreślić, że tego rodzaju naprawy, polegające na wymianie w zestawie wszystkich głośników, mają sens i są ekonomicznie uzasadnione tylko w przypadku sprzętu, w którym obudowy są na tyle porządne, że warto w nie zainwestować. Jeśli chodzi o paczki z serii MR 500, to obudowy są dobrej jakości – wykonano je z 15mm sklejki i pokryto  lakierem poliuretanowym. Ciekawostką może być przedzielenie obudowy na dwie oddzielne komory o jednakowej objętości, co moim zdaniem służy wyłącznie lepszemu usztywnieniu skrzynki. Oczywiście pomierzyłem sobie z ciekawości objętość tych komór i częstotliwość strojenia tuneli b/reflex, aby móc optymalnie dobrać do tych paczek inne głośniki. Posiadają też solidne, metalowe kraty osłonowe z 2mm blachy stalowej, a głośniki dodatkowo zabezpiecza podklejona od wewnątrz gąbka. Słabym punktem są za to mało wytrzymałe plastikowe uchwyty transportowe (klient w swoim czasie był zmuszony do wymiany 2 sztuk, ale szczęśliwie okazało się, że idealnie pasują rączki od starych paczek Peavey. Nie ma to jak dalekowschodnia unifikacja, prawda? Trochę również szkoda, że nie przewidziano opcji podwieszania –  tym bardziej, że obudowy są na tyle wysokie, że nie da się ich normalnie umieścić na statywie i dlatego nie posiadają gniazd. Idealnym rozwiązaniem jest w ich przypadku współpraca z subami 18″, bo stawiając wysoką, dwudrożną paczkę na subie (lub na dwóch) uzyskujemy właściwą propagację dźwięku, szczególnie gdy chodzi o sekcję wysokotonową. Taka konfiguracja była również zalecana przez producenta, a klient używał zestawy właśnie w połączeniu z subami o oznaczeniu MRX 528S.  Inna sprawa, że w takim połączeniu wręcz „prosi się” znacznie mocniejszy driver, ale tutaj pewnym problemem może okazać się plastikowy horn z gwintem, do którego raczej nie zalecałbym stosowania zbyt masywnego drivera, bo stosunkowo delikatna tuba może nie wytrzymać takiego obciążenia. Oczywiście horn też można by zastąpić innym, no ale to już poważniejsza ingerencja w obudowę.

A skoro o jakości obudów wspomniałem, to jako ciekawostkę podam, że trafiły np. do mnie niedawno zestawy głośnikowe o identycznej konstrukcji  (2 x 15″ + driver) choć znacznie mniejszych gabarytów, oferowane w  swoim czasie przez popularną w niektórych środowiskach firmę Reloop. Obiecałem nie pisać już o takim sprzęcie i go nie pokazywać, ale wspominam teraz o tych paczkach właśnie w kontekście obudów.  Są tak wykonane, że jedyne co można z nimi zrobić, to wystawić przed dom w dniu, w którym będą odbierane tzw „gabaryty” i cieszyć się, że nie zostało się zmuszonym do ich „utylizacji” we własnym zakresie. To już nawet nie jest przysłowiowy „Chińczyk” tylko całkowicie amatorski (w złym tego słowa znaczeniu) produkt, klecony prawdopodobnie przez jakiegoś rzemieślnika z Indonezji, który potrafi np. tak wyciąć wyrzynarką otwór pod tubę, że można ją zamocować tylko trzema z 8 wkrętów, bo reszta trafia w pustkę. Poprzeczki mające za zadanie wzmacniać obudowę są tylko przyklejone i nie przykręcone do ścianek, więc gdy klej puścił, luźno latają sobie po skrzynce wykonanej z jakichś odpadów cienkiej płyty wiórowej, a płyta czołowa to paskudny MDF. „Udało się” też połączyć tubę z kwadratowym wylotem do okrągłego wylotu drivera i tak te głośniki zmontować, że w obu rozkleiły się obwody. A kabelki w środku mają średnicę o.5mm i tak przylutowane końcówki, że jasne jest, że montażysta nie ma najmniejszego pojęcia, jak należy to robić prawidłowo. Miałem już nie pisać o badziewiu, a napisałem (choć nie pokazałem), więc szybko zmierzam do końca, żeby nie babrać się w nieczystościach.

Reasumując:

Mógłbym oczywiście podać ( i odpowiednio zilustrować) wiele innych przykładów „chałtury” jaką odstawia JBL, ale artykuł i tak jest już bardzo obszerny, a poza tym większość osób zorientowanych w temacie wie, że pewnymi grupami wyrobów po prostu nie warto się zajmować. Ale skoro wspomniałem na samym wstępie o serii EON, która przecież nie jest uważana za najniższą półkę JBL-a, to pokażę teraz, że „wnętrzności” takiej paczki mogą być jeszcze co najmniej o klasę gorsze, niż opisanych szczegółowo MRX 525. Oto więc 3 zdjęcia tego, co zamontowano w paczce EON 315, która tak jest reklamowana w sieci sklepowej:

Kolumna aktywna firmy JBL. W pełni profesjonalny sprzęt, który idealnie poradzi sobie przy nagłośnieniu konferencji i klubowych koncertów. Bardzo dobre dolne pasmo sprawia, że nie potrzebne jest dopinanie drugiej kolumny niskotonowej. W kolumnie zamontowano wysokiej jakości przetworniki. Solidne wykonanie i niezniszczalna konstrukcja, która przetrwa ciężko pracę w różnych warunkach.

Zgoda, że ciężko może jakoś przetrwa :) ale lekko nie będzie z kilku powodów:

Głośnik niskotonowy to typowy, budżetowy blaszak z magnesem ferrytowym o wielkości 155×21, bez wentylacji (!), z cienkim nabiegunnikiem 6.5mm. Cewka 2.5″, ale go nie rozbierałem, więc jej nie opiszę. Mogę jedynie podać, że zmierzona rezystancja wyniosła 1.5 Ohma i ten model tak ma (nominalna impedancja to 2Ohm). Defekt polegał na tym, że membrana przełamała się praktycznie na całym obwodzie, nieco powyżej kołpaka osłonowego, co pokazuję na drugiej fotografii.  Jest fatalnej jakości – cienka, wiotka  i jeszcze trochę, a środkowa część zupełnie oddzieliłaby się od reszty  i „żyła swoim życiem”, ale właściciel sprzętu dostrzegł problem, gdy głośnik zaczął zniekształcać dźwięk.  Na trzecim zdjęciu widać miniaturowy driver, który ma cewkę o wielkości 1″, czyli dokładnie taką, jaką miały znane za komuny gwizdki GDWT f-my Tonsil,  ale wg danych katalogowych dysponuje mocą 35W AES. Nie za bogato, jeśli chodzi o przetworniki, prawda ? Wzmacniacza nie testowałem, bo nie było czasu, ale nie sądzę, żeby dawał więcej niż 150 W na dół i może z 10-15W na górę. Twierdzę, że ten sprzęt nie ma kompletnie nic wspólnego z aparaturą profesjonalną, a zamontowane przetworniki to dolna półka. No ale paczka prezentuje się efektownie i jak na JBL-a oferowana jest w dobrej cenie, choć dostępne są jeszcze tańsze wyroby tej firmy. Właściciel twierdził, że póki się nie popsuła to „jakoś grała” ale o tym, że jakoś to niekonieczne „jakość” nie muszę chyba nikogo przekonywać. Już wielokrotnie pisałem, że współcześnie tendencja jest taka, żeby „maskować” kiepską jakość przetworników na drodze elektronicznych korekcji i tą drogą poszło wiele firm. O ile czasem daje to niezłe efekty brzmieniowe (póki sprzęt jest nowy i jeszcze nie zdążył się popsuć), o tyle trwałość i niezawodność pozostawia bardzo wiele do życzenia, gdy marne głośniki współpracują np. z awaryjnymi z natury, budżetowymi wzmacniaczami z zasilaczami impulsowymi. Tak więc z mojego punktu widzenia, czyli kogoś, kto ostatnie 3o lat z okładem poświęcił aparaturze estradowej, ze szczególnym uwzględnieniem głośników a dawniej również wzmacniaczy, najpoważniejszym mankamentem współcześnie produkowanego sprzętu jest jego kiepska trwałość i podatność na wszelkiego typu awarie. Ważne, że dzięki takiemu podejściu dziś niemal każdego  stać na sprzęt z pomarańczowym logo (i innymi, równie znanymi) i każdy to zapewne doceni, przynajmniej do czasu, gdy okaże się, że oryginalny komplet naprawczy do drivera i do głośnika niskotonowego kosztuje łącznie prawie tyle, ile cała, nowa paczka. A jeśli dodatkowo ulegnie też awarii wzmacniacz, to nowy zestaw zazwyczaj da się kupić taniej, niż „kompleksowo” naprawić uszkodzony.  Na wszelki wypadek informuję, że takiego sprzętu nie naprawiam (i nie mam na myśli tylko głośników), podobnie jak wyrobów firm  Auna, Dibeisi, Hollywod, Ibiza, Voice Kraft  i wielu, wielu innych, których aparatura często różni się jedynie nazwą, co dość dobrze udało mi się pokazać w artykule grudniowym. Behringera też zresztą unikam, chyba, że klient zażyczy sobie po prostu wymiany głośnika na zdecydowanie lepszej klasy, co oczywiście wiąże się z adekwatną ceną i zazwyczaj się nie opłaca.

Oczywiście takie tendencje można zaobserwować w niemal każdej dziedzinie techniki i sprzęt audio nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. No ale ja nie zajmuję się pralkami ani samochodami, więc piszę o tym, na czym najlepiej się znam. Jak niektórzy wiedzą, przez wiele lat zajmowałem się również „zawodowo” testowaniem sprzętu estradowego i przeszło przez mój warsztat około setki różnych wyrobów wielu firm, w tym również topowych producentów. Nie zdarzyło się ani razu, żeby jakakolwiek firma „skutecznie” zakwestionowała wyniki moich testów, czyli żeby udowodniono mi, że się mylę. Co najwyżej niektóre testy się nie ukazywały, gdy np. okazywało się, że zamiast deklarowanych 500 W mocy wzmacniacz miał tych watów 50. Piszę te krytyczne artykuły nie dlatego, że chcę coś w ten sposób „ugrać” dla siebie, bo jak już informowałem, w zasadzie powoli się zwijam i jeśli chodzi np. o głośniki, to firma PMP definitywnie zakończyła ich wytwarzanie, po 30 latach borykania się z materią niezwykle trudną do ogarnięcia przez tak małą firmę jaką jest PMP. A jednak efekty moich działań w tym zakresie znacznie przewyższają jakością wiele produktów bardzo znanych firm i tych osiągnięć nic ani nikt już nie podważy. A fakt, że „wyprodukowałem” kilka tysięcy głośników a nie kilka milionów, powinien tylko cieszyć „konkurencję”, choć może  czasem też  ją trochę zawstydzać.

Refleksje na zakończenie:

JBL to kolejny, doskonały wręcz przykład na poparcie tezy, że w branży pro-audio czas nie obchodzi się zbyt dobrze z „ikonami” branżowymi. Zaryzykuję nawet tezę, że niemal wszyscy „wielcy” sprzed lat na tyle obniżyli loty, że powoli przestają się liczyć na rynku. Ten sprzęt znajduje jeszcze nabywców wśród niezbyt wymagających klientów, dla których wciąż liczy się możliwość posiadania aparatury z kultowym logo. Co prawda działy profesjonalne w większości tych firm wciąż funkcjonują, choćby z przyczyn marketingowo-prestiżowych, ale jednak podstawą działania jest produkowana na dalekim wschodzie masówka.

Pisałem niedawno o EV i kilka dni temu rozmawiałem z kolegą akustykiem, który zakończył już działalność (od kilku lat jest na emeryturze), ale zawsze grał na sprzęcie tej firmy. Kiedy pokazałem mu mój artykuł z grudnia podsumował sytuację krótko: „Electro Voice to już historia”. Podobnie historią jest już Peavey, Mackie i wiele innych firm, choć oczywiście ich produkty nadal dostępne są na rynku, bo ktoś płaci chińczykom, żeby przyklejali znane logo na wyrobach, które z produkcją z dobrych czasów łączy już tylko ten znaczek. Z kolei inne firmy wciąż zmieniają właścicieli, co raczej nie sprzyja stabilności w działaniu, a w pewnych przypadkach można nawet mówić o „samounicestwieniu”, czego najlepszym przykładem są niektóre marki przejęte przez Behringera. Na rynku profesjonalnym daje się za to zauważyć ekspansja firm o młodszym rodowodzie, które korzystają ze słabości „dinozaurów”. A ja zawsze stałem trochę  z boku i tylko dołożyłem swój niewielki wkład do historii branży.

Zapraszam za miesiąc i mam nadzieję, że znów będzie ciekawie i przy okazji przypominam, że wyrazy uznania i podziękowania zawsze można zamieścić w Księdze Gości.

Piotr Peto

P.S:
Edytor pokazuje, że tekst zawiera ponad  8400 słów, podczas gdy pierwszy z cyklu nowych felietonów miał ich 3580, a grudniowy 6200. Wygląda na to, że poszedłem na rekord, więc gratuluję tym z Państwa, którym udało się dotrwać aż do samego końca:). Na przyszłość postaram się jednak trochę ograniczać, bo wiem, że w dzisiejszych czasach słowo pisane ustępuje treściom audio-wizualnym i nie chcę narażać potencjalnych czytelników na zbyt duży wysiłek „intelektualny”. Choć z drugiej strony zawsze mogę przecież zauważyć, że napisanie czegoś takiego jest jednak zdecydowanie trudniejsze i nieporównywalnie bardziej pracochłonne niż przeczytanie. A gdy jeszcze przypomnę, że nie mam z tego tytułu żadnych gratyfikacji finansowych, to czuję się już całkowicie usprawiedliwiony i niemal spełniony:)

Wyświetlenia od Września 2016: 150156    Użytkownicy online: 1