Tytuł wpisu może wydać się nieco prowokujący, ale postaram się wykazać, że jeśli coś się zmieniło od czasów, gdy zajmowałem się regularnie testowaniem sprzętu, to raczej są to zmiany na gorsze. Dziś, czyli po 6 latach, od opublikowania cyklu moich artykułów na portalu InfoMusic:
wyraźnie widać, że nic nie straciły na aktualności, a to, co dzieje się obecnie, jeszcze bardziej skłania do podobnych, niewesołych refleksji.
Oto link na te materiały dla tych z Państwa, którzy jeszcze nie mieli okazji się z nimi zapoznać:
https://www.infomusic.pl/szukaj?q=piotr+peto
Ludzie związani z branżą estradową doskonale wiedzą, że kryzys spowodowany pandemią odcisnął również swoje piętno na naszym podwórku i wszystko wskazuje na to, że będzie gorzej, bo chyba pierwszy raz w „nowożytnej” historii pojawiły się poważne problemy z podażą sprzętu. Magazyny dystrybutorów (i to nie tylko krajowych) zaczynają świecić pustkami, a czas oczekiwania na wiele wyrobów znacząco się wydłuża, co jako żywo przypomina choćby sytuację w branży samochodowej. Koszty transportu z Dalekiego Wschodu wzrosły wielokrotnie, a i produkcja w tamtejszych zakładach kuleje, co w efekcie powoduje, że klient nie zawsze kupuje to, co naprawdę by chciał, tylko to, co akurat jest dostępne. A co gorsza, jak już stanie się posiadaczem nowego sprzętu, to często bywa, że niekoniecznie szczęśliwym.
Gdy potencjalni klienci zwracają się do mnie w kwestii porady, jaki sprzęt mógłbym polecić, aby jak najlepiej wypośrodkować między jakością a ceną zakupu, to oczywistą i jak najbardziej poprawną odpowiedzią byłoby, że sprzęt PMP. Jednak z uwagi na ograniczony asortyment (np. brak w mojej ofercie paczek aktywnych) i specyficzną formę działalności (wytwarzanie sprzętu wyłącznie na zamówienie), nie zawsze mogę zaspokoić oczekiwania potencjalnych nabywców. Tym bardziej, że z różnych powodów zdecydowanie ograniczyłem swoją działalność w porównaniu z tym, co miało miejsce w przeszłości. Wtedy zazwyczaj jestem pytany o innych producentów i moją opinię na temat oferowanej przez nich aparatury. No i w tym momencie pojawia się poważny problem, bo w dzisiejszej rzeczywistości raczej mogę co najwyżej próbować ostrzegać przed różnymi firmami typu „krzak” o mniej lub bardziej znanych nazwach, których namnożyło się jak grzybów po deszczu, niż polecać z czystym sumieniem cokolwiek. Mogę jeszcze ewentualnie zasugerować, aby klient dokładnie zapoznał się z warunkami gwarancji i możliwością naprawy gwarancyjnej i pogwarancyjnej. Często bowiem bywa tak, że co prawda na zakupiony sprzęt wystawiana jest wymagana przepisami 2 letnia gwarancja, ale np. gdy chodzi o głośniki, to dystrybutor ogranicza ją do 1 roku, a np. potencjometry czy inne manipulatory objęte są gwarancją…półroczną. Jednak czasem wystarczy po prostu zerknąć na cenę, aby zapaliło się czerwone światełko. Pisałem nie tak dawno o takim sprzęcie, więc pozwolę sobie wkleić link na ten artykuł, choć dostępny jest również w innym miejscu na stronie:
Idąc niejako „za ciosem” pokażę teraz paczkę aktywną dość znanej firmy, szczególnie w środowisku DJ-ów, choć niekoniecznie kojarzoną z tego typu sprzętem. Nie jest już oferowana z tym logo, ale była sprzedawana za ok. 200$ lub nieco mniej, stąd tytuł tego krótkiego wpisu:
Zestaw głośnikowy 500+
Zwracam uwagę, że na tabliczce na przedniej ściance widnieje napis „by Gemini” co można rozumieć podobnie jak np. określenie „Thump by Mackie”, ale nie w tym rzecz. To coś trafiło do mnie jako produkt prawdopodobnie nigdy nie używany, od początku wadliwy. Wada polegała na tym, że cewka głośnika była źle wycentrowana i nieznacznie ocierała o nabiegunnik. Wymieniłem więc głośnik na inny, uprzednio zregenerowany w serwisie i sprzęt jest sprawny. Zajęło mi to sporo czasu, bo jedna ze śrub mocujących głośnik w żaden sposób nie dawała się odkręcić i trzeba było użyć bardzo „wymyślnych” sposobów, żeby móc go zdemontować, między innymi odkręcić moduł wzmacniacza. A skoro tak, to pomyślałem sobie, że z ciekawości go pomierzę, aby sprawdzić, jak realia mają się do danych uwidocznionych na panelu (165 + 35 W RMS). Są podane 2 wartości, ponieważ moduł zawiera niezależne wzmacniacze dla sekcji niskotonowej i drivera. Oto zmierzone wartości dla częstotliwości sinus 400Hz i 7 Khz, czyli takich, na których wbudowane filtry nie ograniczają sygnału dla danego głośnika:
80W i 8W, na obciążeniu 8 Ohm.
Co prawda fabrycznie zamontowany był głośnik 12″ 4 Ohm, ale pomiar wykazał, że przy 4 Ohm moc praktycznie nie wzrasta, ze względu na spadek napięcia na wyjściu. Nie chcę tego komentować, ani tłumaczyć z czego wynikają rozbieżności, a ocenę pozostawiam czytelnikom. Dodam tylko, że w obu przypadkach przy przekroczeniu podanej mocy na wyjściu wzmacniaczy pojawia się przebieg prostokątny, więc nie ma również mowy o żadnych limiterach. Poniżej skromna dokumentacja fotograficzna:
i zrzut oferty z Allegro, gdzie ktoś wystawił identyczne zestawy, tylko występujące pod inną nazwą, gdyż tak działa właśnie rynek chłamu – Chińczyk może przykleić dowolne logo, byle tylko zamówić odpowiednią ilość:
Kilkanaście minut zajęło mi wyszukanie w sieci oferty na kolejne, identyczne paczki, choć każda z nich ma inne logo:
Dodam jeszcze na koniec, że w 2009 r. jeden z dużych dystrybutorów krajowych zwrócił się do mnie z prośbą o ocenę techniczną dokładnie takiego samego zestawu aktywnego, tyle, że wówczas opatrzonego logo DAG. Zastanawiał się nad wprowadzeniem go do swojej oferty, ale na szczęście trafił do mnie na testy i dzięki temu uniknął wielu problemów. Sądzę jednak, że gdy sklepy opróżnią magazyny, to taki sprzęt rzadziej (jeśli w ogóle) będzie pojawiał się w ogłoszeniach, bo obecnie koszt transportu kontenera tej klasy aparatury z pewnością przewyższa i to wielokrotnie kwotę, jaką Chińczyk życzy sobie za swój produkt. To oczywiście dobra wiadomość dla krajowych wytwórców, choć część z nich tylko „geograficznie” może być kojarzona z Polską, a tak naprawdę, jedynie przykleja swoje logo do wyrobów importowanych z dalekiego wschodu.
Obiecuję, że nie będę się już zajmował tej klasy sprzętem na mojej stronie firmowej, żeby nie zaśmiecać tego miejsca.
Z drugiego bieguna jakości patrząc muszę dodać, że zazwyczaj nie zwracają się do mnie o poradę osoby, które zamierzają wyposażyć się w sprzęt „riderowy”, bo ta działka rządzi się nieco innymi prawami i pozostaje poza zakresem mojej działalności. Nie oznacza to oczywiście, że nie mam o takiej aparaturze pojęcia, choćby w zakresie stosowanych przez producentów przetworników, tym bardziej, że taki sprzęt w swoim czasie również trafiał do mnie do testów. Jednak w tym artykule skupię się na sprzęcie ze średniej półki cenowej, czyli takim, na którego zakup powinna wystarczyć średnia pensja w Polsce.
Jak już wielokrotnie podkreślałem, dziś znane logo niczego nie gwarantuje, a już z pewnością nie gwarantuje jakości w zakresie sprzętu z grupy określanej jako „budżetowa”. Co gorsza, nawet kupując sprzęt za wcale niemałe pieniądze w porównaniu do tych, które życzą sobie firmy z przykładów zamieszczonych powyżej, nie mamy żadnej pewności, że nabywamy produkt na tyle przyzwoity, że nie powinno być z nim większych problemów. Powszechnie wiadomo, że współcześnie produkowany sprzęt projektowany jest tak, żeby „przetrwał” w miarę bezawaryjnie okres gwarancyjny, a potem, w przypadku poważniejszej usterki, zazwyczaj z założenia ma być „utylizowany” bo naprawa jest nieopłacalna. Gdy kupujemy dajmy na to zestaw głośnikowy za 1000 zł, to jeszcze jakoś da się przeboleć, że po 2 latach może już nie być z niego żadnego pożytku. Jednak gdy kosztuje powiedzmy 3x więcej, to wydaje się, że i oczekiwania wobec niezawodności i rzetelności producenta powinny być nieco większe. A skoro tak, to proszę bardzo, oto konkretny przykład awarii głośnika w paczce o oznaczeniu ELX 118P, reklamowanej jako subwoofer o mocy 700W, której cena rynkowa przekracza obecnie 3000 zł. Dlaczego nie umieściłem tego materiału w zakładce o naprawach głośników?
https://pmpproaudio.pl/oferta/naprawa-glosnikow/
Pierwszy powód to taki, że ten przetwornik z kilku powodów nie kwalifikuje się do naprawy w moim serwisie, a drugi to fakt, że wspomniana zakładka ma już bardzo dużą objętość i czasem dostaję sygnały, że trudno przebrnąć przez tak obszerny materiał, szczególnie tym, którzy nie mają odpowiedniej motywacji, a bez tego ani rusz. Inna sprawa, że dzwonią również osoby, które potrafią docenić mój wkład pracy i dorobek, a po uważnej lekturze tych materiałów bywa, że stają się moimi klientami.
Oto więc dość szczegółowy opis produktu renomowanej firmy, która już od dość dawna mocno obniżyła loty, choć w odległej przeszłości należała do czołówki w branży.
Na początek kilka fotografii tego, co zostało po cewce przetwornika 18″ i ów przetwornik w całej okazałości, nieuszkodzony, wymontowany z drugiego, sprawnego suba. Prawda, że wygląda całkiem ładnie? Podobnie jak paczka, w której jest zamontowany. Jednak jak wykażę poniżej, sam wygląd w żaden sposób nie może określać jakości głośnika, gdyż głośnik ma grać, a nie wyglądać, choć oczywiście kwestie estetyczne też grają pewną rolę, szczególnie w marketingu. Nadmieniam, że nie mając świadomości w jakim stanie jest cewka, starałem się ostrożnie zdemontować zawieszenia, aby nie uszkodzić żadnych elementów, czego zazwyczaj nie robię, bo szkoda mi na to czasu w sytuacji, gdy standardem pracy mojego serwisu jest wyposażanie remontowanych głośników wyłącznie w kompletne, nowe zestawy naprawcze. Wspominam o tym dlatego, że ktoś mógłby zasugerować, że to w trakcie rozbiórki dokonały się takie zniszczenia, a tak nie było. Dołączam również zdjęcie modułu wzmacniacza, któremu w dalszej części poświęcę kilka słów.
A to mój komentarz do tych fotografii, jako specjalisty od głośników i w jakiejś mierze od wzmacniaczy, bo w końcu jest to zestaw aktywny:
Konstrukcja tego przetwornika wygląda trochę jak sabotaż, bo jedynym elementem jaki przedstawia w nim jakąś wartość, jest… stalowy kosz. Solidny, bo wykonany z blachy o grubości 2 mm i – co obecnie wcale nie jest regułą – obwód magnetyczny mocowany jest do niego przy pomocy wkrętów. Cała reszta to całkowita porażka i marnotrawstwo materiałów. Zacznę od cewki o średnicy 2.5″, która posiada(ła) 4 uzwojenia nawinięte jedno na drugim, drutem o średnicy 0.4 mm. Wymusiło to zastosowanie bardzo dużej szczeliny w obwodzie, o średnicy aż 2.6mm, niespotykanej nawet w głośnikach o mocy kilowata i większej, z cewkami o średnicy 4″ i większymi. Co za tym idzie, indukcja w szczelinie nie przekracza 0.85T, co jest jednym z czynników przekładających się na kiepską skuteczność, ale o tym za chwilę. Co prawda podobne natężenie pola mają również inne, popularne głośniki niskotonowe (np. Eminence), no ale tam przynajmniej nie są stosowane uzwojenia czterowarstwowe, a średnica cewek jest znacznie większa. Jedyne co przychodzi mi do głowy, jeśli chodzi o założenia tego, kto projektował ten głośnik, to chęć uzyskania większej siły elektromotorycznej BL, która działa na poruszającą się membranę (B-indukcja w szczelinie, L-długość przewodu, który się w niej znajduje). Po co większe BL? Ano po to, żeby uzyskać większe SPL (generalnie rzecz ujmując). Po szczegóły odsyłam do dwóch moich artykułów o pomiarach skuteczności głośników. Tyle, że to trochę ślepa uliczka, gdyż wielokrotnie rośnie „przy okazji” masa cewki, bo nie tylko jest 2 x więcej uzwojeń, ale również musi zostać użyty o wiele grubszy drut nawojowy, żeby uzyskać standardową rezystancję cewki. Z ciekawości zmierzyłem łączną masę membrany wraz z zawieszeniami i spalonego uzwojenia i wyszło mi ok. 160 g, czyli mniej więcej tyle, ile waży komplet naprawczy głośnika PMP o mocy 800W RMS, z cewką 4″. To bardzo dużo jak na taki głośnik, co w efekcie przynosi odwrotny skutek jeśli idzie o poziom skuteczności, podobnie jak powiększanie szczeliny obwodu. Oczywiste jest również, że cewka o 4 uzwojeniach nawiniętych jedno na drugim znacznie gorzej się chłodzi, podobnie jak dwuwarstwowa w porównaniu z taką, która ma po jednym uzwojeniu po każdej stronie karkasu, albo nawinięte jest jedno uzwojenie drutem płaskim na sztorc. Poza tym, nie tylko gorzej się chłodzi, ale również ma znacznie gorsze właściwości „mechaniczne”, jeśli brać pod uwagę stabilność zwojów na karkasie, tym bardziej, jeśli ten karkas jest wykonany z tak kiepskiego materiału i taki sposób, jak ten na zdjęciach. Biorąc te wszystkie opisane czynniki pod uwagę, uważam tę konstrukcję za całkowitą porażkę techniczną. A co ciekawe, to wcale nie są jakieś nowe koncepcje, bo przypominam sobie, jak dawno temu (chyba jeszcze w ub. wieku), trafiły do mnie uszkodzone głośniki z subwooferów 2 x 18″ firmy Ohm, w których jednak zamiast firmowych przetworników, które wyglądają tak:
sprzedawca zamontował w oryginalnych, nowych obudowach jakieś chińskie blaszaki i wszystkie 4 padły już na pierwszej imprezie (uszkodziły się wszystkie cewki). Oczywiście klient natychmiast udał się do owej firmy z reklamacją i tam usłyszał, że oni nie zajmują się naprawami głośników i jeśli sobie życzy, to mogą mu ewentualnie sprowadzić nowe, oczywiście na jego koszt, za cenę (o ile sobie dobrze przypominam) ok. 2 tys. za sztukę, a co do terminu, to trudno powiedzieć. No i gość trafił wówczas do mnie, a ów dealer jakiś czas potem zakończył swoją niechlubną działalność, co w kontekście takich „wybryków” raczej nie dziwi. Te blaszaki miały właśnie owe nieszczęsne, czterowarstwowe cewki, podczas gdy oryginalne przetworniki OHM wyposażone są w cewki nawijane po obu stronach karkasu z włókna szklanego, czyli dokładnie takie, jakie od ponad 20 lat stosuję w głośnikach większej mocy w mojej praktyce produkcyjno-usługowej. Dodam dla uzupełnienia, że klient zlecił mi naprawę tych głośników, ale jednocześnie poprosił o wypożyczenie jakichś 2 innych, aby oczekując na naprawę, mógł jakoś działać w nowo otwartej dyskotece. Miałem akurat na stanie własne osiemnastki, które wyglądały tak (to pierwsza wersja głośnika PMP tej wielkości, która była wytwarzana już w połowie lat 90, ale zdjęcie jest współczesne) :
Wówczas w tych głośnikach stosowałem cewki nawijane drutem płaskim na sztorc (flat wire) i z tego co wiem, do dziś żadna firma w Polsce nie opanowała tej technologii, która zresztą obecnie została wyparta przez cewki dwustronne, przynajmniej jeśli chodzi o przetworniki niskotonowe dużej mocy.
Klient zabrał głośniki, zamontował w jednej z obudów i po imprezie zadzwonił informując mnie, że….już ich nie odda. Oczywiście zaraz wyjaśnił, że po prostu chce je ode mnie kupić, oraz jeszcze 2 i za taką cenę, jaką sobie zażyczę. Stwierdził, że te moje 2 grały o niebo lepiej niż tamte 4, więc wpadł właśnie na taki pomysł. Tak się stało i z tego co wiem, wiele lat pracowały bez żadnej awarii na tych samych wzmacniaczach, a w każdym razie nigdy nie trafiły do serwisu. To zresztą typowa sytuacja dla moich wyrobów, bo nawet obecnie można spotkać na aukcjach paczki PMP z firmowymi głośnikami, które grają ćwierć wieku i nigdy nie były naprawiane. Co ciekawe, tak stare głośniki wyróżniają się również tym, że nie zachodzi w nich żadna destrukcja zawieszeń (nie „siadają”), co jest bardzo częstą bolączką starszych przetworników, nawet tych bardzo znanych firm. To jednak temat na oddzielny artykuł, którym być może w niebawem się zajmę.
No ale wracam już do meritum, czyli do tej nieszczęsnej, pokazanej na zdjęciach cewki, która całkowicie się rozsypała, a resztki uzwojenia przesunęły się aż pod górny resor, co jest typowym defektem cewek nawijanych przy pomocy drutów samospiekających się, o czym już wielokrotnie pisałem. 40 metrów miedzianego drutu wyciągniętego ze szczeliny nadaje się już tylko na złom i chyba zacznę zbierać te spalone uzwojenia, bo cena złomu miedzi to obecnie ponad 20 zł/kg. Jakby tego było mało, karkas po prostu się „rozszedł” bo jest tak wykonany, że aż przykro na to patrzeć. Kiedyś popularne było określenie „dno muliste”, które można było stosować w szerokim zakresie znaczeń, a które doskonale pasuje również do tego wyrobu. Nie dość, że uzwojenie w formie monolitu przestało w tym głośniku istnieć, to jeszcze na nabiegunniku było całe mnóstwo drobnego pyłu i śmieci, które – jak się domyślam – powstały na skutek destrukcji lakieru spajającego uzwojenia, bo z pewnością nie przedostały się z zewnątrz. Jakby nie patrzeć, jeden wielki wstyd. Przez 30 lat praktyki nigdy żadna cewka głośnika PMP nie uszkodziła się w taki sposób, a jeśli nawet z powodów błędów eksploatacyjnych czy awarii wzmacniacza uległa całkowitemu spaleniu (takich przypadków było jednak zaledwie kilka) to zarówno karkas jak i uzwojenie zachowały swoją pierwotną strukturę mechaniczną, co pokazuję w zakładce o naprawach głośników.
Ktoś być może powie, że to bez znaczenia jak wygląda uszkodzona cewka, skoro głośnik i tak nie gra. To prawda, ale tylko z perspektywy użytkownika, który nie bierze pod uwagę żadnych niuansów technicznych. Ale dla fachowca jest jasne, że cewka wykonana w oparciu o najwyższe możliwe standardy jakościowe ma o wiele większe szanse przetrwać trudne warunki pracy, niż pokazany produkt EV, podobny do wielu innych tej klasy wyrobów i do wielu cewek oferowanych obecnie na różnych aukcjach i stosowanych przez różnych domorosłych fachowców. Rzecz w tym, że profesjonalna cewka jest w stanie przynajmniej przez jakiś czas pracować na granicy wytrzymałości termicznej i mechanicznej karkasu i uzwojeń, a po ostygnięciu dalej jest całkowicie sprawna i nie wykazuje żadnych uszkodzeń (np. zniekształceń karkasu w formie jego „spuchnięcia”, rozsunięcia się uzwojeń, czy innych). W takich okolicznościach, a czasem o wiele wcześniej, cewka „oszczędnościowa” po prostu przestaje istnieć, z czym mam do czynienia na tyle często, że widoki tego rodzaju jak na dołączonych fotografiach nie wywołują już we mnie żadnych emocji. Tyle, że zajmując się głośnikami (w tym również ich serwisem) od ponad 30 lat, stwierdzam bez żadnych wątpliwości, że kilka dekad temu takiego chłamu było na rynku zdecydowanie mniej. Choćby dlatego, że wówczas nie opracowano jeszcze niektórych oszczędnościowych technologii, a producenci głośników raczej nie szli na łatwiznę i przynajmniej cewki wykonywali we własnym zakresie, co dzisiaj jest raczej ewenementem, niż regułą. Pisałem na ten temat w artykule o producentach głośników, gdzie pokazałem chińską fabrykę, w której produkowane jest około miliarda cewek rocznie i w której zaopatruje się wielu znanych producentów. A otrzymują taki produkt, za jaki zapłacą, bo oczywiście nie sugeruję, że wszystko co pochodzi z dalekiego wschodu to porażka, ale porażką niewątpliwie jest to, że o jakości sprzętu decydują dzisiaj głównie księgowi.
Ktoś mógłby zapewne spytać, czy przypadkiem powodem uszkodzenia nie jest to, że cewka okazała się jednak za słaba dla zastosowanego w subwooferze wzmacniacza? To oczywiście nie powinno mieć miejsca, skoro mamy do czynienia z paczką aktywną zaprojektowaną jako całość, gdzie wszystkie elementy mają być do siebie odpowiednio dopasowane, również pod względem mocy. Spieszę jednak wyjaśnić, że wbudowany wzmacniacz jest w stanie dostarczyć do głośnika nieco ponad 200 W RMS (42 V na częstotliwości sinus 100 Hz), a potem na jego wyjściu pojawia się już prostokąt, a co gorsza, dioda limit na panelu wzmacniacza ani myśli się zaświecić w tym momencie. Dodam jeszcze, że był to pomiar „chwilowy” czyli w czasie kilkunastu sekund i pojęcia nie mam, jak zachowałby się wzmacniacz w dłuższym przedziale czasowym, np. po solidnym rozgrzaniu. Kiedy wymontowałem moduł i rzuciłem na niego okiem, to od razu wiedziałem, że lepiej nie będzie, bo każdy, kto ma jako takie pojęcie o elektronice wie, że z dwóch płytek drukowanych o wielkości pudełka zapałek nie da się uzyskać deklarowanych 700W, mimo zastosowania modułów renomowanego producenta, który oferuje swoje wyroby w wersji OEM wielu firmom. Można nawet kupić sobie taki kompletny moduł o mocy 1 x 500W, jeśli ktoś miałby ochotę zamontować go w paczce, ale kosztuje ok. 2 tysięcy złotych. No i oczywiste jest, że zestaw z takim modułem nie kosztowałby 3 tysiące, tylko co najmniej 2x tyle, więc trudno by go było zaliczyć do klasy budżetowej.
Tak więc sprzęt reklamowany jako subwoofer o mocy 700W w rzeczywistości dysponuje mocą 200W RMS, a tej mocy i tak nie jest w stanie znieść zastosowany głośnik, przynajmniej w tym konkretnym przypadku. Warto wiedzieć, że niemal identyczne moduły wzmacniaczy firma EV stosuje w swoich zestawach dwudrożnych o różnych oznaczeniach i są dostępne w sieci filmiki, na których serwisanci demonstrują ich typowe, „nagminne” uszkodzenia, zazwyczaj związane z awariami zasilacza impulsowego. Ktoś również zmierzył moc takiego modułu i pokazuje na filmie, że jest to ok. 240W. U mnie wyszło nieco mniej, ale może to dlatego, że pomiar był na niskiej częstotliwości. Tak czy owak słabo, jeśli odnieść te dane do materiałów reklamowych.
Wracając do głośnika dodam jeszcze, że membrana niczego dobrego sobą nie reprezentuje, a górne zawieszenie jest za miękkie i za delikatne. Tego głośnika nie będę naprawiał nie tylko dlatego, że nie dysponuję membraną 18″ przystosowaną do cewki 2.5″, ale również z uwagi na konstrukcję obwodu magnetycznego, która sprawia, że szkoda wkładu pracy i materiałów na regenerację takiego „wynalazku”. Z mojego punktu widzenia ten obwód to złom, choć może w wolnej chwili spróbuję odzyskać z niego sam ferryt. Być może uda się kiedyś wykorzystać kosz, o ile dopasuję do niego odpowiedni obwód magnetyczny, co jednak nie będzie proste, bo jest bardzo mały manewr w zakresie średnicy wkrętów mocujących go do kosza. Dodam jeszcze dla ciekawych, że firma EV stosuje obecnie takie lub bardzo podobne obwody w wielu firmowanych przez siebie głośnikach o różnych średnicach np. w tych, które składa dla nich Eminence. W efekcie mierzony przeze mnie jeden z takich głośników o średnicy 12″, który wygląda „zawodowo” i sprzedawany jest za ok. 1200 zł, wykazał SPL na dość kompromitującym poziomie 88 dB. Mierzone były 2 głośniki, praktycznie nowe, więc o pomyłce nie może być mowy. Tym bardziej, że przeprowadzony w tych samych warunkach pomiar porównawczy 3 głośników 12″ 3 różnych firm z identycznej wielkości cewkami wykazał 93, 95 i 96 dB. 88 dB to skuteczność charakterystyczna dla głośników domowych Hi-Fi, a nie dla sprzętu estradowego, o czym chyba zapomniał producent, który 30 lat temu potrafił produkować podobne głośniki o skuteczności o 10dB większej, bez problemu wytrzymujące moc 200W i większą.
W związku z przedstawionymi okolicznościami zaproponowałem klientowi wymianę obu głośników i zastąpienie ich zregenerowanymi wcześniej przetwornikami Beyma, model CM 18G, które akurat posiadałem na stanie. To „budżetowy” wyrób tego producenta, od dawna już nie produkowany, którego kosz okazał się idealnie pasować do obudowy suba. Przy okazji porównałem sprawny głośnik z drugiej paczki z Beymą, mierząc ich częstotliwości rezonansowe i SPL. W rezonans „wstrzeliłem się” co do Hz (jest identyczny jak w EV) natomiast Beyma, która posiada cewkę 3″ i obwód magnetyczny o średnicy 190 mm (szczelina 1.6, ind. 1.3T), wykazała przy identycznych warunkach pomiaru ok. 97dB, przy niecałych 92 dB w przypadku EV. Fachowcom nie muszę tłumaczyć, co oznacza te ponad 5dB różnicy.
Klient po kilku imprezach jednoznacznie stwierdził, że te głośniki górują nad oryginalnymi pod każdym względem, jeśli chodzi o wrażenia słuchowe, a ja gwarantuję, że mimo zastosowania drutu o mniejszej średnicy niż w EV (0.3mm) bez trudu wytrzymają moc 400W i przy prawidłowej eksploatacji spokojnie przetrwają 20 lat i więcej, bo tego nauczyło mnie doświadczenie.
To tyle, jeśli chodzi o pierwszy artykuł po długiej przerwie, a za miesiąc planuję pokazać ciekawy materiał dotyczący najnowszego produktu f-my Turbosound oraz starszych głośników 12″ RCF z wysokiej klasy paczek Mackie i starego głośnika Ciare sygnowanego logo Meyer Sound. Zapraszam więc 22 grudnia do lektury na święta.
Piotr Peto